Zdecydował się na tę pisaną prozą, choć pełną poezji spowiedź z jednego powodu: – Chciałem, by inni wiedzieli, że z chorobą trzeba walczyć do końca, cierpienie trzeba przetrwać – i że każdy ma szansę wygrać!
Już się nie boję moich wiejskich ścieżek, że przysypie mnie nagle ta lawina nieba, bo każda woła, by od nowa śledzić, jak się krokusy wdrapują do słońca, jak wierzbom rosną odcięte czupryny, jak sześciolinie drutów ptactwo trąca, z których melodia przecudna popłynie… Srebrzą się buki tak jak moje włosy, graby zgarbione niczym moje plecy z podpórką pokrzywioną kręgosłupa. W głowie zielono, jak listki zielone, bo właśnie wiosna dochodzi do głosu. Życie po zimie z Panem zmartwychwstaje. Po śmierci Życie, nienawiść kochaniem…
Nie drżę mimozą ani osiką przed spotkaniem autorskim, przed wejściem na scenę, bo czuję się tak pewnie jak dziecko przy Ojcu, jakbym był przemieniony na Górze Przemienień.
Już nie uciekam przed Bogiem, przed ludźmi, przed samym sobą – wychodzę naprzeciw, by spotkać Boga w bliźnich twarzą w twarz – blisko – nie ekranem w ekran…
Kiedyś nie mogłem pojąć, jak to jest naprawdę. Siedzi dziewczyna w wózku inwalidzkim, po katastrofie, mówiąc, że szczęśliwa. Jakie to szczęście po takim nieszczęściu? Wątpiłem głośno w jej prawdziwe słowa. Dzisiaj sam wiem już, że i tak być może, w samej istocie, bo są tajemnice, których wysłowić, wyjawić nie sposób. Sam już wiem o tym – uwierzyłem sobie. To ta nagroda za lata tułaczki, za te cierpienia w milczenie wtopione. I jestem dzisiaj najbogatszy w świecie, choć konto puste jak dziurawa kieszeń. Czyżby kaleka mógł być tak szczęśliwy? Może! Naprawdę! A jeśliś Tomaszem, to brzuch rozpruty mogę Ci pokazać… Bo gdybym był bogaczem, moglibyście wątpić: lekarzy kupił w najlepszych klinikach! Na szczęście jestem tylko tym poetą, co biedę klepie i bogaty biedą – w niej wszystko, co najlepsze mogę dostrzec sercem. Wiem, że nie zbankrutuję, nikt mnie nie okradnie. Piszę zaś po to, by zaświadczyć prawdzie, i wlać nadzieję w serca bez nadziei: trzeba przeczekać, przeboleć, przemodlić, aby doczekać, by czekanie ziścić…
Dziękuję tedy i Niebu, i Ziemi. Niebu za Boga, ziemi za tych ludzi, co byli ze mną i jeszcze są przy mnie; za ptaki modlitw lecących wprost w słońce; za dobre słowa, co jako miód krzepią; za dobre czyny, co muszą się zwrócić choćby w dwójnasób, bo dobroć dobrocią odpłaca szczodrze w tym czy w tamtym Życiu…
Dziękuję szczerze, bo tylko to mogę, przed nową drogą, pogodzony z Bogiem…