Choć pogoda uniemożliwiła wejście na sam wierzchołek Babiej Góry, Pan Bóg poprowadził uczestników Ewangelizacji w Beskidach na dużo ważniejsze szczyty!
- Nie zawsze się dostanie to, co by się chciało, ale i to trzeba przyjąć. Nie zawsze Pan Bóg daje nami to, o czym marzymy, ale On widzi więcej niż my i nigdy też nie chce, żeby przydarzyło się nam coś złego - mówi Andrzej Losoń z Bierunia, który razem z przyjaciółmi uczestniczy w wakacyjnej Ewangelizacji w Beskidach. W lipcowe i sierpniowe soboty zaprosiły na nią wspólnoty Fraterni Franciszkańskiej w Rychwałdzie.
- Byliśmy do tej pory na wszystkich pięciu szczytach. Dziś mi się bardzo nie chciało wstawać - śmieje się Jolanta Kostyra, znajoma pana Andrzeja. - Pogoda nie nastrajała do wyjścia z domu, ale pomyślałam: co ja wyprawiam?! Byłam na wszystkich szczytach do tej pory. No przecież muszę iść po kolejne błogosławieństwo, spotkać się z Panem Bogiem i tymi wszystkimi ludźmi na kolejnym szlaku!
10 sierpnia, przy schronisku na Markowych Szczawinach Jolanta i Andrzej rozmawiają z Moniką i Jackiem Urbankami z Wodzisławia, jakby się znali od lat. - A gdzie tam! Na szlaku się spotkaliśmy pierwszy raz w życiu - mówi Jolanta. - Ale tu już tak jest. Ci, którzy przychodzą na kolejne szczyty, czują się już jak znajomi i przyjaciele - rozpoznajemy się, umawiamy na następne spotkania. Łączy nas wspólny cel - spotkanie z ludźmi, z Panem Bogiem na Eucharystii, wspólna modlitwa o błogosławieństwo dla mieszkańców czterech stron świata po każdej Mszy św. A kiedy wracamy do domu, to chce się opowiadać o tych spotkaniach! Chce się, żeby każdy człowiek mógł tego też doświadczyć!