Czy w 2019 roku do dokumentacji piekła KL Auschwitz można jeszcze cokolwiek dodać? Troje oświęcimian udowodniło, że owszem. Znaleźli ponad dwudziestu niezwykłych bohaterów mieszkających po sąsiedzku i przygotowali film o triumfie dobra w czasach ciemności.
Przez dziesięciolecia żyli w swoich skromnych mieszkaniach w oświęcimskich blokach i kamienicach. Mało kto z sąsiadów nawet podejrzewał, kim są owi cisi staruszkowie. Nie walczyli na frontach II wojny światowej, nie trzymali broni w ręku, a jednak ich odwagę bez najmniejszej przesady można porównać do frontowego męstwa. Tak o swoich bohaterach mówią twórcy filmu, jakiego dotąd nie stworzył nikt.
W poniedziałkowy wieczór 8 kwietnia salę kinową Oświęcimskiego Centrum Kultury niemal do ostatniego miejsca wypełnili widzowie pierwszej projekcji obrazu "Auschwitz - w sieci dobra", którego autorami są Magdalena Plewa-Ould, Barbara Daczyńska i Jarosław Wilczak. Film powstał dzięki pomocy Międzynarodowego Domu Spotkań Młodzieży w Oświęcimiu i Konsulatu Generalnego Niemiec w Krakowie.
"Auschwitz - w sieci dobra" to udokumentowane ponad 20 opowieści mieszkańców ziemi oświęcimskiej, którzy z narażeniem życia własnego i swoich najbliższych pomagali przetrwać piekło na ziemi więźniom kompleksu obozowego: Auschwitz-Birkenau-Monowitz. Wielu z występujących w filmie bohaterów nie doczekało jego premiery. W OCK było obecnych siedmioro. Towarzyszyli im twórcy filmu, a na widowni zasiedli także m.in. Michael Gross - konsul generalny Niemiec w Krakowie, Leszek Szuster - dyrektor Międzynarodowego Domu Spotkań Młodzieży i Krzysztof Kania - wiceprezydent Oświęcimia. W tym samym czasie, kiedy w OCK trwała premiera dokumentu, w budynku MDSM oglądała go także setka młodych Niemców - specjalnie dla nich przygotowano niemieckie tłumaczenie.
Porusza szczególnie jedno zdanie, które z ekranu wypowiada Stanisława Ziaja, z domu Pustelnik (w momencie wybuchu wojny miała 11 lat), łączące wszystkie wstrząsające relacje: "Jak można nie pomóc głodnemu człowiekowi…?".
Z ekranu cisi, dotąd nieznani nikomu bohaterowie opowiadają o kromkach chleba z cebulą, czosnkiem, które jako kilku- czy kilkunastoletnie dzieci podkładali tam, gdzie do pracy wychodzili więźniowie; o tym, jak z narażeniem życia zbierali kartki na reglamentowane produkty, jak organizowali zbiórki żywności; jak przemycali od dobrych ludzi worki z cebulą, jak brawurowo wnosili kiełbasę na teren obozu, jak potajemnie, w domu, matki piekły chleb, jak gotowały kaloryczne jedzenie, które potem trzeba było w jakiś sposób przekazać więźniom; o tym, jak na rowerach przewozili leki od zaprzyjaźnionej aptekarki, jak lekarze wykonywali nawet skomplikowane zabiegi dzięki misternie zaplanowanym akcjom; jak aranżowano spotkania więźniów z rodzinami, jak przekazywano korespondencję, jak pomagali miejscowi księża i siostry serafitki.
Nie brakuje wstrząsających świadectw o tym, jak oświęcimianie ginęli, bestialsko mordowani za okazywaną pomoc - choć przecież mieli szansę przetrwać, gdyby byli bierni.
Publiczność na premierze filmu "Auschwitz - w sieci dobra".Nie brakuje historii o esesmanach - o tych, którzy nie wahali się torturować i zabijać, o tych, którzy dawali się przekupić za wódkę, jajka czy masło, ale też o tych, którzy godzili się na dożywianie więźniów w domach oświęcimian. Porusza list młodego esesmana, który prosił jedną z Polek o wysłanie go do jego rodziców. Bojąc się prowokacji, odczytała go. Pisał, że choć jest esesmanem w Auschwitz, nie zabił i nigdy nie zabije nikogo. Włożyła list do koperty i wysłała do Niemiec.