Czy w 2019 roku do dokumentacji piekła KL Auschwitz można jeszcze cokolwiek dodać? Troje oświęcimian udowodniło, że owszem. Znaleźli ponad dwudziestu niezwykłych bohaterów mieszkających po sąsiedzku i przygotowali film o triumfie dobra w czasach ciemności.
Porusza fakt, że to głównie kobiety - mamy i żony - bez wahania angażowały się w tę pomoc. Autorzy filmu pokazują gryps, w którym więźniowie dziękują za ich postawę. W dowód wdzięczności kobiety otrzymywały wykonane w obozowych warunkach prezenty: portrety, drewniane, rzeźbione talerze, ozdoby ze sznurka.
Pomoc więźniom to nie były jednostkowe sytuacje - mieszkańcy Oświęcimia i okolic stworzyli prawdziwą, doskonale zorganizowaną sieć dobra. Po latach udało się ustalić 1216 nazwisk osób, które pomagały więźniom - najprawdopodobniej było ich znacznie więcej. 177 z nich trafiło do obozu, z czego 62 poniosły śmierć.
W filmie głos zabierają także więźniowie - m.in. prof. Wacław Długoborski i Tadeusz Sobolewicz. Mówią, jak nieoceniona była dla nich okazywana im pomoc - nie tylko żywność, ale i zwyczajne ludzkie odruchy: uśmiech, dobre słowo.
Po filmie widzowie zgotowali autorom i bohaterom owację. Ci zaś opowiedzieli o swoich wrażeniach związanych z premierą dokumentu. Swoją pracę rozpoczęli w 2012 roku. Dramatyczne okoliczności, jakie jej towarzyszyły, sprawiły, że dopiero dziś, siedem lat później, udało się ją sfinalizować.
Wszystko zaczęło się od dziadka Magdaleny Plewy-Ould i Barbary Daczyńskiej - Eugeniusza Daczyńskiego. Dziadek miał 15 lat, gdy wybuchła wojna. Wysiedlony do Gorlic, nielegalnie wrócił do okupowanego przez Niemców Oświęcimia. Dzięki jego wojennym opowieściom historia była niemal stale obecna w życiu kuzynek.
- Tematem obozu KL Auschwitz interesowałam się, odkąd pojechałam tam pierwszy raz, jako bardzo młoda osoba - opowiada Magdalena, inicjatorka powstania filmu. - Przeżyłam szok, jak pewnie wielu ludzi. Dowiedziałam się, że mój dziadek Eugeniusz Daczyński pracował z więźniami obozu w IG Farben Industry - późniejszych zakładach chemicznych Oświęcim - a następnie w szpitalu Polskiego Czerwonego Krzyża, utworzonym na terenie obozu po wyzwoleniu. Wśród resztki oswobodzonych więźniów była duża śmiertelność. Wielu z nich towarzyszył w ostatnich chwilach życia.
Gdy kończyła studia, postanowiła przygotować pracę magisterską o artystach - więźniach, którzy dostali się do obozu. Po obronie wyjechała do Anglii. - Tam wielokrotnie podejmując tematykę Auschwitz z ludźmi z różnych krajów, dowiedziałam się, że tak naprawdę nikt nie wie, co działo się w Oświęcimiu w tamtym okresie, czy mieszkańcy miasta w jakikolwiek sposób próbowali pomóc więźniom - mówi współautorka filmu. - Wiedziałam także, iż czas płynie bardzo szybko i za 5 lat zostanie już bardzo niewielu świadków, a za 15 nie będzie już nikogo, kto mógłby coś na ten temat opowiedzieć. Postanowiłam więc, że chcę nakręcić materiał filmowy o ludziach ziemi oświęcimskiej, którzy pomagali więźniom Auschwitz. Wiedziałam także, iż nie mogę tego zrobić sama, bo nie mieszkam w Polsce i nie mam doświadczenia w kręceniu filmu. Pracowałam jednak jako fotograf i to szybko pozwoliło mi nauczyć się obsługi kamery filmowej. Po krótkim namyśle postanowiłam zaproponować współpracę mojej kuzynce Barbarze Daczyńskiej, ponieważ ona pracuje w Międzynarodowym Domu Spotkań Młodzieży. Miałam cichą nadzieję, że się tym projektem zainteresuje. I miałam rację…
Praca ruszyła na dobre. Kuzynki mogły liczyć na ofiarną pomoc rodziców Magdy - zwłaszcza Marii i Jana Plewów, członków Domowego Kościoła - którzy wśród swoich przyjaciół i znajomych rozesłali wiadomości o poszukiwaniu uczestników tamtych wydarzeń. Szybko znaleźli ponad dwadzieścia osób, które podzieliły się swoimi historiami i przeżyciami.