- Sama deska nie symbolizuje niczego, jeżeli nie ma w niej naszej modlitwy, oddania, Ducha - mówił ks. Mirosław Szewieczek 15 osobom, które 18 stycznia ukończyły pierwszy kurs ikonopisarstwa w bielskiej Fundacji "Drachma".
Zaczęli w poniedziałek 14 stycznia, a zakończyli w piątek. 15 osób - kobiety, mężczyźni, ludzie różnych zawodów, w różnym wieku, z różnym doświadczeniem malarskim - codziennie od 9.00 do 15.00 malowało ikonę Oblicza Jezusa - Archeiropoietos (o pierwszym dniu zajęć przeczytacie TUTAJ). Ich przewodniczką po duchowym świecie ikony, a jednocześnie malarską instruktorką była Beata Bodzioch OV. Na zakończenie zajęć ks. Mirosław Szewieczek, prezes "Drachmy", uroczyście poświęcił ikony i indywidualnie pobłogosławił każdego ikonografa wykonanym przez niego wizerunkiem Jezusa.
- To był bardzo miło spędzony czas - mówi Daniel Prokopczuk, który na warsztaty dojeżdżał z Wodzisławia. Namalowana praca to jego druga ikona. - Znowu się podszlifowało umiejętności, poznało nową technikę, choć zdaję sobie sprawę, że jeszcze wiele pracy przede mną. Nauczyłem się zabiegów przy złoceniu ikony, poznałem inną technologię przy nakładaniu werniksów. Jestem zadowolony z tego, co się stworzyło. Przez wszystkie dni bardzo ważny był wymiar duchowy malowania ikon. Tu się myśli tylko o Panu Bogu cały czas, bo pisanie ikony to jest głęboka modlitwa - tłumaczy.
Takie dzieła wyszły spod pędzli uczestników warsztatów ikonopisarskich w "Drachmie"
Urszula Rogólska /Foto Gość
- To były moje pierwsze warsztaty ikonopisarskie. Wspaniały czas... - podkreśla Agata Kamińska. - W przeszłości, przez całe moje studia teologiczne, zawsze chciałam taką ikonę stworzyć. Nawet specjalny fakultet dodatkowy sobie wybrałam - ikonopisarstwo. Fascynują mnie ikony od lat. Teraz miałam okazję, żeby marzenie o własnej ikonie zrealizować. Bardzo pomagała nam nasza mistrzyni, pani Beata. Krok po kroku mówiła, co i jak, aczkolwiek wyszło nam tak, że każda ikona jest inna. Każdy z nas oddał w swojej ikonie siebie. Żadnej z inną nie ma co porównywać.
Ostatnie prace nad ikoną Oblicza Jezusa
Urszula Rogólska /Foto Gość
Agata dodaje, że Oblicze Jezusa, które malowali uczestnicy kursu, to przedstawienie z chusty Weroniki. - To obraz bardzo bliski naszym sercom, dlatego tak ważne jest, żeby mieć Pana Jezusa przed oczami i do Niego się modlić. Towarzyszyło nam wiele emocji; były radosne, trudne i stresujące chwile. Ręka drżała, czasem pędzel zrobił kreskę nie tam, gdzie trzeba. A z drugiej strony ogromnym wzbogaceniem były codziennie wykłady wprowadzające, które pomagały inaczej patrzeć na ikonę - przez pryzmat świętości. Przez ikonę wprowadzamy ją do swojego życia, domu, tam, gdzie wizerunek będzie umiejscowiony.
- Jestem malarzem i zawsze chciałam spróbować malowania ikony - mówi Joanna Kałdan. - To było dla mnie coś nieodkrytego. Piękny był proces, w którym ikona się spełniała. Każdemu wyszła trochę inaczej, ale każda jest piękna. Pracowaliśmy w wyciszeniu. Dla mnie było więcej radości niż trudu, za to walczyłam z perfekcjonizmem. Bo nie chodzi o to, żeby było perfekcyjnie, idealnie, tylko o skupienie, żeby praca była czuła, z serca.
Na warsztaty razem przyszli też córka i ojciec - Małgorzata Sikora i Jan Niemczyk. Małgorzata i czworo jej rodzeństwa podarowali tacie kurs w prezencie bożonarodzeniowym. - Wpadliśmy kiedyś na pomysł, że tata nauczy mnie złocić. Nie wyszło nam to, ale kiedy zobaczyliśmy plakat o warsztatach, postanowiliśmy się wybrać - mówi Małgorzata.