Może będę piłkarzem. A może informatykiem!

W 2007 roku Kasia przeczytała, że dzieci z rdzeniowym zanikiem mięśni SMA1 nie żyją dłużej niż dwa lata. Dziś jej Marcinek ma lat 10. I właśnie zaświeciło dla niego mocne światło. Potrzebuje jednak finansowej pomocy.

Koszt leczenia Marcinka w Belgii zarejestrowanym przed rokiem lekiem sięga 150-160 tys. zł w pierwszym roku leczenia. Rodzice nie są w stanie temu podołać, dlatego otworzyli na stronie: pomagam.pl (TUTAJ) oraz siepomaga.pl (TUTAJ), zbiórkę na ratunek syna. Poniżej - jego historia.

Marcinek miał się urodzić 23 grudnia 2007 r. Ale urodził się wcześniej, 3 grudnia. - Dumnie patrzyliśmy na jego apetyt. Karmiłam go piersią. Szybko przybierał na wadze - mówi mama Katarzyna Ostrowska. - Około ósmego miesiąca życia zaczęliśmy coś podejrzewać. Nie podciągał się na szczebelkach, nie robił postępów ruchowych, nie raczkował tak jak inne dzieci, a jedynie na pupie. Ale uspokajano mnie, że niektóre dzieci tak mają…

Do kwiaciarni Kasi w Bielsku-Białej, często zaglądała s. Jarosława Papierz z Białej. To ona przyprowadziła do sklepu współsiostrę - lekarkę. - Poprzewracała go delikatnie na ladzie, na której codziennie pakuję kwiaty i powiedziała mi, że nie ma dobrych wiadomości… "Niech pani jak najszybciej poprosi lekarza pierwszego kontaktu o skierowanie do neurologa, bo tu jest coś grubo nie tak".

Diagnoza zabrzmiała jak wyrok: rdzeniowy zanik mięśni typu SMA 1. Dzieci z tym schorzeniem nie żyją dłużej niż dwa lata. - Zaczęliśmy się modlić o cud - o dar uzdrowienia albo o to, żeby wynaleziono lek - mówi Kasia.

***

Postanowiła walczyć. Znalazła mocne oparcie w mężu - Jurku. W intencji zdrowia Marcinka ofiarowywali Msze św., pielgrzymowali, modlili się wraz z przyjaciółmi przy relikwiach św. Jana Pawła II, św. O. Pio, św. Maksymiliana, w grupie Róży Różańcowej za dzieci. Mocno wspierała ich wspólnota "Mamre".

- Wzięłam wyniki badań Marcinka do ręki, małego do wózka i poszłam do kościoła, najbliższego mojego miejsca pracy - do Białej - zamówić Mszę św. w intencji uzdrowienia dziecka. W zakrystii spotkałam ks. Damiana Korycińskiego. On tylko spojrzał na nas i od razu zapytał: "Coś mu jest…?". Pokiwałam głową i w płacz.

Ksiądz go posadził na stole, a mały od razu zaczął się z nim bawić w noski-noski. Nie bał się księdza - bo te dzieci takie są: ufne, roześmiane… Chcą, żeby je tulono. Dzieci idealne. Ksiądz wziął go na ręce i poszedł do siostry zakonnej, żeby znalazła termin na Mszę św. Marcinek miał około roku, ale nic nie mówił jeszcze. Zatrzymali się przed obrazem św. Jana Pawła II, a mały na ten widok: "Papa!". Ksiądz na mnie, ja na niego - bo ja tego dziecka nie nauczyłam…

Ostrowscy od razu znaleźli modlitewną pomoc w gronie znajomych. - Przyszło do nas dwóch kolegów: Benek Wylegała i Darek Wołąkiewicz. Rozmodleni ludzie. Mieliśmy ze sobą piuskę św. Jana Pawła II i razem się modliliśmy o jego wstawiennictwo… Niedługo później jechaliśmy na pielgrzymkę do Rzymu. Jestem już na placu św. Piotra, kiedy dzwoni Benek, że mógłby przyjść do mnie bo przez jakiś czas będzie strażnikiem relikwii krwi naszego papieża. Uśmiecham się i mówię, że zaraz będę u jego grobu…

***

- Każda mama to wie - kiedy walczymy o swoje dziecko, szukamy pomocy tam gdzie wiemy, że ją otrzymamy - kontynuuje Kasia. - Od razu pojechaliśmy na Jasną Górę do naszej Matki Bożej i do sanktuarium w Leśniowie, gdzie Maryja jest czczona w tytule Patronki Rodzin. Mam pewność, że i tam są sprawowane za nas Msze św.

« 1 2 3 »