Zasady rozgrywki i wspólnego treningu ustalali na bieżąco. - Nie ma gotowych regulaminów, bo takiego meczu jeszcze nikt nigdy nie rozegrał - tłumaczyli się trenerzy.
Pierwszy mecz na świecie
- Nie słyszałem o podobnym meczu. Rozgrywamy taki prawdopodobnie po raz pierwszy na świecie, więc zasady musimy ustalić sami - mówił Piotr Niesyczyński, objaśniając reguły obowiązujące w tej grze zawodników.
- Słowem woj sygnalizujemy, że nie mamy piłki i znajdujemy się mniej więcej
Zagrali w drużynach mieszanych, więc mierzyli się z jednej strony z podwójnymi utrudnieniami, ale też mogli się wzajemnie wspierać. Jedni i drudzy nie ukrywali wzajemnego podziwu, sami nie bardzo dowierzając, że to, co robią, jednak jest możliwe...
- Mamy wielki szacunek dla chłopaków z Krakowa, bo biegać z kulami potrafimy nieźle, ale po zasłonięciu oczu, kiedy nie widzimy piłki, nie potrafimy im dorównać. Ich akcje są bardzo szybkie, potrafią oddawać celne strzały na bramkę. To jest naprawdę bardzo trudne! Dla mnie po prostu niesamowite! - podkreśla z uznaniem Łukasz Szczyrba, napastnik w drużynie "Kuloodpornych".
Z kolei niewidmy Rafał Sitek z przekonaniem dowodzi, że koledzy o kulach zasługują na ogromny szacunek, bo potrafią naprawdę dokonywać niemożliwego.
A najlepszym podsumowaniem stały się rzuty karne. Jak zwykle w piłkarskim turnieju strzelali do bramki na zmianę, ale z pełną sportową elegancją uwzględniali w tej rywalizacji możliwości przeciwnika: "Kuloodporni" zakładali okulary i kierowali się słuchem w wyczuciu bramki, a blind futboliści oddawali strzał na jednej nodze, podpierając się kulami. I jedni drugim z zapałem kibicowali.
- To było niezwykłe spotkanie, które mogło każdego z uczestników wiele nauczyć. Widzów przede wszystkim pokory, ale i tego, ile można zyskać, jeśli człowiek podejmuje wyzwania i tak jak ci niesamowici piłkarze powie: nie widzę przeszkód - uważa bielszczanka Małgorzata Zarębska, która z dziećmi kibicowała zawodnikom podczas niepowtarzalnego spotkania pod Dębowcem.