Podczas 6. Jarmarku Pasterskiego w Koniakowie baca Piotr Kohut wspominał 10-lecie istnienia swojej bacówki - i uroczyście otwierał gazdówkę z żywymi zwierzętami oraz wystawę pasterską. Tak ruszyło Pasterskie Centrum.
- To pierwsze takie miejsce w naszych górach! I świetny pomysł! - mówili z uznaniem bacowie, którzy dołączyli do świętujących. I z prawdziwym zdumieniem podsumowywali, jak wielkie zmiany dokonały się w Beskidach w ciągu tych 10 lat.
Małgorzata Kiereś, etnograf z Istebnej, z rozrzewnieniem ogląda fotografie z otwarcia bacówki Piotra Kohuta na Szańcach w Koniakowie. - Pamiętam dobrze, choć niewielu wtedy zdawało sobie sprawę, jak ogromną wagę miał tamten dzień, kiedy Piotr Kohut tak świadomie rozpoczął tu i przywracanie owiec, i wołoskiej kultury pasterskiej - mówi M. Kiereś.
To były pierwsze jaskółki: w 2004 r. do tradycyjnego wiosennego miyszania owiec wrócił baca Henryk Kukuczka ze Stecówki. W 2005 r. Piotr Kohut zajął się wypasem owiec i postawił bacówkę, którą odwiedza dziś mnóstwo gości. Tu można było latem zobaczyć z bliska, jak powstają sery, no i spróbować, jak smakuje bundz, bryndza, redykołka. Przez cały rok sery były do kupienia przy bacówce, w sklepie góralskim, w którym spotkać można rozmaite regionalne produkty.
Na zwiedzanie wystawy o pasterskich tradycjach w Karpatach zaprasza Maria Kohut
Alina Świeży-Sobel /Foto Gość
Maria Kohut, do której mąż z lekkim uśmiechem dziś mówi: gaździno!, świetnie pamięta tamten czas, kiedy prawie całe otoczenie patrzyło na nich sceptycznie albo przynajmniej ze zdziwieniem. - Nikomu nie mieściło się w głowie, że ktoś dzisiaj chce zostać pasterzem i brać się za owce. Nie było łatwo - przyznaje pani Maria.
Potem były lata ciężkiej pracy. Dziś stoi w Centrum Pasterskim przy wystawie i barwnie opowiada zasłuchanym turystom o pasterskich zajęciach, o charakterach owiec, dźwiękach ich dzwonków i bacowskich zwyczajach.
Nie do przecenienia jest fakt, że wśród pierwszych gości, którzy odwiedzili Centrum Pasterskie, były tłumy samych mieszkańców Koniakowa, Istebnej, Jaworzynki. To oznacza, że kultura pasterska na nowo stała się tu sprawą interesującą, ważną, szanowaną.
Pomógł program "Owca plus"
Hodowla owiec zanikała, bo była nieopłacalna. Skóry owcze i wełna nadal nie są dochodowe. Dziś zarabia się przede wszystkim na serach, którym sprzyja moda na produkty regionalne. Przybywa zainteresowanych produktem powstającym na miejscu, ale także z mleka miejscowych owiec, tu wypasanych.