Stanisław Lipnicki urodził się w żydowskiej rodzinie na Litwie. Życiowe drogi poprowadziły jego bliskich przez Ukrainę do Izraela. Jako przewodnik po Ziemi Świętej, prowadził przez Jerozolimę polskich pielgrzymów z Mazańcowic spod Bielska-Białej.
Żyć w przyjaźni z Chrystusem
Teraz pracuje jako przewodnik i oprowadza grupy chrześcijan po Ziemi Świętej.
- Wciąż dosłownie chodzę Jego śladami i cały czas spotykam się z żywym Bogiem, doświadczam Jego cudów. To nie tylko miejsca, po których On kiedyś chodził. On nadal tu działa i z grupami nieraz doświadczam, jak Pan Bóg odpowiada na modlitwy ludzi. Kiedyś przyjechała dziewczyna z Polski, której marzeniem było dotrzeć na Górę Tabor - Górę Przemienienia. Całą swoją pielgrzymkę zaplanowała tak, żeby tam zakończyć wędrówkę i stamtąd wracać do Polski. Na Górę Tabor prowadzi bardzo niebezpieczna wąska droga, którą podczas deszczu nie odważam się jeździć. I akurat ostatniego dnia zaczął padać deszcz, więc powiedziałem, że nie możemy tam jechać. Zaczęła bardzo płakać, więc uległem, ale bardzo się obawiałem, tymczasem kiedy dojechaliśmy do zakrętu, od którego zaczyna się ten niebezpieczny wjazd, nagle deszcz ustał i suchą drogą dojechaliśmy na sam szczyt. Tam świeciło słońce, nad kościołem unosił się biały obłok, a w dole padał deszcz. Poczułem, że Bóg wysłuchuje próśb, tak jak nie pozostał obojętny na łzy tej dziewczyny... - mówi z przekonaniem.
- Dziś mam poczucie, że mój Bóg jest zawsze obok mnie. To pomaga unikać pokus do grzechu, bo przecież nie chcę obrazić Tego, który mnie kocha. Na miłość trzeba odpowiadać miłością. Choć wciąż potrzebuję na nowo oczyszczenia, wiem, że Chrystus czeka na mnie i ciągle daje mi szansę, bym stawał się lepszy, lepiej Mu służył. Dzielę się z ludźmi moim doświadczeniem, bo inni mówią, że im to pomaga... - dodaje Stanisław.