Patrzy na nas ze zdjęcia w Kawiarni Wiedeńskiej "De Caffe" w Żywcu. Kiedy jeszcze poruszała się samodzielnie, tu lubiła przychodzić na gorącą czekoladę.
Bo pani mnie bardzo kocha
- Brakuje mi tych poranków, kiedy nieraz przychodziłam zmęczona, a księżna zawsze pełna energii, nuciła "bim, bam", śpiewała najróżniejsze pieśni i piosenki - wspomina Bernadeta. - Brakuje wspólnych posiedzeń przy stole. Zawsze umiała nas rozbroić, dla każdej miała dobre słowo.
- W rocznicę śmierci spotkaliśmy się na czekoladzie w "Wiedeńskiej" - opowiada dr Błecha. - Bernadka wspominała, jak kiedyś posprzeczała się o coś z księżną i oznajmiła: "Składam dymisję! Nie wytrzymam!". Na co księżna: "Pani stąd nie odejdzie... Bo pani mnie bardzo kocha...". Bernadka wymiękła. Bo to była prawda.
- Kochała prostych ludzi, była jedną z nas - opowiadają opiekunki. - Nie lgnęła do wyższych sfer, lubiła opowieści z gospodarstwa. Uwielbiała obdarowywać, mówić innym komplementy.
- Nigdy nas nie lekceważyła. Kiedy gdziekolwiek prowadziłyśmy ją na wózku, zawsze nas przedstawiała wszystkim oficjelom. Emanowała wielką klasą - dodaje Elżbieta.
Brakuje jej też w przedszkolu w Żywcu-Sporyszu, któremu patronuje.
- "Kipi kasza, kipi groch, lepsza kasza niż ten groch! Bo po grochu brzuszek boli, a po kaszy się zagoi!" - recytują chórem dzieci zapytane o to, czego je nauczyła. Mają w każdej sali kącik swojej patronki. Przed budynkiem rośnie jodła koreańska, zasadzona przez księżną. - Jest taka jak ona - nie wymaga specjalnej troski ani zabiegów - uśmiechają się Małgorzata Data i Anna Płonka, nauczycielki.
- Księżna jest z nami także dzięki pani Bernadce i pani Jasi Suchonek. Opiekują się teraz naszymi dziećmi tak, jak kiedyś księżną. Przychodzą ze słodyczami, upominkami, emanują tą dobrocią i spokojem, jakie miała księżna - dodaje dyrektor Alina Sanetra.