O zwycięstwie Bożej światłości w swoim życiu i - między innymi - toczącej się duchowej batalii o Polskę, mówił Lech Dokowicz w kolejnym dniu 12. TzE w Bielsku-Białej.
Kiedy miał 14 lat razem z najbliższymi trafił na popularne w latach 80. spotkania z "uzdrowicielem" Harrisem. Księża - w dobrej wierze - wpuszczali go do kościołów i salek katechetycznych, gdzie nakładał na ludzi ręce, wypowiadał nad nim jakieś słowa, „uzdrawiał”. Nikogo nie dziwiło, że w kościołach prosił o wynoszenie Najświętszego Sakramentu na czas jego "posługi", a tam, gdzie można było przesuwać ołtarz, zajmował jego miejsce.
Lech Dokowicz - młody wysportowany, dobrze zapowiadający się koszykarz raczej pomocy "uzdrowiciela", który "leczył" z różnych chorób, nie potrzebował, ale rodzina stwierdziła, że skoro taki ktoś przyjechał, to warto skorzystać.
Tydzień później zemdlał w kościele. Z zatłoczonego wnętrza wynosili go ludzie podając z rąk do rąk. Dla wysportowanego nastolatka nie trzeba było większego upokorzenia. Za tydzień stanął w drzwiach. Potem już za drzwiami. I tak jak fizycznie oddalał się od kościoła, tak i od praktyk, i wiary.
O swoim życiu, twórca filmów "Ja Jestem", "Duch", "Egzorcyzmy Anneliese Michel" czy "Syndrom", opowiadał w czasie spotkania: "Duchowa walka", w kolejnym dniu 12. Tygodnia z Ewangelią., w szczelnie wypełnionej sali Bielskiego Centrum Kultury.
Lech Dokowicz był gościem 12. Tygodnia z Ewangelią w Bielsku-Białej Jako osiemnastolatek miał możliwość wyjazdu do Niemiec. Grał w tamtejszej drugiej lidze koszykówki. Kiedy się okazało, że na pierwszą ligę brak mu umiejętności, zaczął życie emigranta, łapiąc się różnych prac. Aż spotkał ludzi, przez których - zafascynowany techniką - znalazł pasję pracy przy widowiskach Bawarskiej Opery Narodowej. Ustawiał światło, zaprzyjaźnił się z jednym z reżyserów. Zaczęły się pojawiać coraz większe możliwości rozwoju w tym kierunku, spełniały się wszystkie jego marzenia, nie było żadnych przeszkód.