Ekipa biegaczy z logo „Gościa” na koszulkach przyniosła świecę zapaloną w Hałcnowie na ołtarz polowy u sióstr serafitek w Oświęcimiu, na dziękczynienie za beatyfikację Matki Małgorzaty Szewczyk.
Bana, baton i bidon
Biegniemy równym tempem. GPS pokazuje, że pokonanie jednego kilometra zajmuje nam niespełna siedem minut. To nie jest bieg na rekord świata, ale bieg idei, na dotarcie do celu, na przyniesienie światła. Mamy różne doświadczenia biegacze, w grupie są tacy, którzy - choć biegają regularnie - na dystans liczący 28 kilometrów odważyli się pierwszy raz w życiu. Najwyższy szacunek.
Przecinamy trasę Jawiszowice-Kęty, po lewej zostają Brzeszcze i Przecieszyn. Kolejny postój urządzamy przy strzelnicy, na opłotkach Rajska. To już dwudziesty kilometr biegu. Drugie śniadanie. „BBB”: banan, baton, bidon z izotonikiem. Nie można zjeść zbyt dużo, zbyt „ciężkich” produktów, bo po obfitym posiłku nie sposób biec. Słońce wychodzi zza chmur. robi się coraz cieplej. Chyba tuż przed nami padało, bo znad asfaltu unosi sie delikatna mgiełka pary.
Mijamy kolejny rozmodlony kościół - w Rajsku. Wbiegamy na drogę Brzeszcze-Oświęcim. Ruch straszliwy. Mijamy pomnik Bohaterów Września - w Rajsku stoczono krwawą bitwę. Szeroki chodnik ustępuje miejsca dobrze utwardzonemu poboczu, kiedy zza drzew wyłania się klasztor sióstr karmelitanek. Za rondem wbiegamy na bulwarową alejkę, która wzdłuż Soły zaprowadzi nas do samego centrum Oświęcimia. Z przejęciem biegniemy wzdłuż muru byłego obozu Auschwitz. W pewnym miejscu nad ogrodzeniem wystają czarne maszty, na środkowym powiewa flaga w biało-niebieskie pasy. To ściana śmierci, przylegająca do bloku 11., w którym zginał św. Maksymilian Maria Kolbe.