O tym dlaczego zdecydowali się iść na Jasną Górę i jak przeżywali czas wędrówki - opowiadają pielgrzymi z Żywiecczyzny, Ustronia. Inwałdu, Cieszyna, Czechowic-Dziedzic i Kęt.
Magdalena Michalik z Ustronia
Magdalena Michalik z Ustronia
Urszula Rogólska /Foto Gość
– Idę drugi raz. To jest mój pierwszy urlop w życiu i nie wyobrażam sobie, żebym go mogła spędzić inaczej niż w drodze do Pana Jezusa i Matki Bożej z moimi kochanymi cieszyniokami. Razem dziękujemy Panu Bogu za otrzymane łaski, razem Go uwielbiamy, a wszystkie wysiłki składamy w różnych intencjach - jest ich naprawdę wiele...
Cieszę się, że mogłam iść z bliskimi mi ludźmi, że mogliśmy między sobą rozmawiać gwarą, tak jak rozmawiamy na co dzień.
Każdy dzień był dla mnie szczególny, bo każdy czegoś mnie uczył. Codziennie był czas na modlitwę, wyciszenie, na rozmowy z drugim człowiekiem, na radość.
Wyjątkowy dniem jest na pewno ten ostatni, kiedy na przedmieściach Częstochowy spotykają się wszystkie grupy - z Bielska, Cieszyna, Andrychowa, Oświęcimia, Czechowic-Dziedzic - i razem idziemy już na Aleje NMP.
Czuję radość, bo już cel, a jednocześnie smutek - bo znów trzeba czekać cały rok na kolejną pielgrzymkę.