Mówią, że na tych prawie czternastu kilometrach znaleźli radość wędrowania, wzajemną życzliwość, piękne widoki, ale też wysiłek i trud wspinaczki po drodze kamienistej i w błocie. Po raz pierwszy Polacy i Słowacy przeszli drogą krzyżową wybudowaną w ramach projektu unijnego "Wspólnota bezgranicznej Wiary".
W poniedziałek 14 września, w święto Podwyższenia Krzyża Świętego, biskup Roman Pindel pobłogosławił transgraniczną drogę krzyżową, której czternaście stacji wyznaczają głazy z piaskowca wiślańskiego - trzy z nich znajdują się po stronie słowackiej, w Skalitem, jedenaście - w polskim Zwardoniu. Droga powstała w ramach mikroprojektu unijnego "Wspólnota bezgranicznej Wiary", którego partnerami były parafie po obu stronach granicy. Więcej o samej uroczystości i projekcie przeczytacie w naszej relacji: Bezgraniczna wiara Polaków i Słowaków ze Zwardonia i Skalitego.
Natomiast w sobotę 19 września mieszkańcy obu parafii, a także turyści i pielgrzymi - w tym grupa, która przyjechała z Miliardowic - razem z duszpasterzami, zwardońskim proboszczem ks. Janem Kurdasem na czele - po raz pierwszy przeszli całą trasę, liczącą około 14 km, rozważając Mękę Pańską. Każdy otrzymał specjalnie przygotowaną książeczkę z beskidzkimi rozważaniami wydrukowanymi w obu językach, a także odblaskową opaskę.
Wszyscy wędrowali razem, a poszczególne rozważania czytali i Polacy, i Słowacy. Wśród uczestników nabożeństwa byli słowacki starosta Jozef Cech, zwardońscy parafianie, którzy wzięli na siebie trud budowy drogi krzyżowej w niełatwym, górskim terenie - z sołtysem Jackiem Hojnym i Dariuszem Płoskonką na czele, a także Marcelina Biernat i Adam Miesiączek z Fundacji "Ganpahar", która pomogła przygotować transgraniczny projekt obu parafii.
Pielgrzymów poprowadził ks. proboszcz Jan Kurdas ze Zwardonia.To właśnie podczas jednej z rozmów Dariusza Płoskonki z Marceliną i Adamem zrodził się projekt Drogi Krzyżowej. - W tym roku 23 września obchodzimy z żoną 25-lecie małżeństwa i tak wymarzyłem sobie, żeby udało się ten projekt zrealizować, żeby mogła powstać tutaj taka ekstremalna trasa drogi krzyżowej. To takie nasze dziecko na 25-lecie - śmieje się społecznik. - Nie było łatwo z realizacją projektu. Sprawę skomplikował nam COVID-19, zamknięcie granic, wynikły z tego inne trudności, ale - udało się!
Utrudzeni, ale szczęśliwi pielgrzymi - uczestnicy pierwszego przejścia - dotarli przed 15.00 do celu - do kościoła w Zwardoniu, przy którym znajduje się ostatnia, czternasta stacja drogi krzyżowej. Tu wszystkim za wspólną wędrówkę i modlitwę dziękował ks. proboszcz Jan Kurdas, a panie ze zwardońskiego Koła Gospodyń Wiejskich przygotowały dla każdego obfity, słodki poczęstunek. Herbatą osobiście częstował wszystkich sołtys Jacek Hojny.
Polacy i Słowacy, którzy czuwali nad postawieniem stacji transgranicznej drogi krzyżowej.Wśród uczestniczek, które na drogę krzyżową przyjechały z grupą z Miliardowic były Ewa Danel z Ligoty i Róża Borgieł z Czechowic-Dziedzic. - Była to Droga Krzyżowa, która pozwoliła porozmyślać, zastanowić się nad sobą; były piękne widoki - można się było troszkę zmęczyć, troszkę odpocząć, wymodlić. Każdemu polecamy - mówią zgodnie. - Najtrudniejszym odcinkiem jest ten pod piątą stacją. Jest stromo, kamienie usuwają się spod nóg, trzeba uważać. Był taki moment, że myślałyśmy, że to nie Droga Krzyżowa, ale fajny wypoczynek, ale ten odcinek pozwolił nam choć trochę uczestniczyć w cierpieniu Pana Jezusa i coś z siebie ofiarować.
Aż z Krakowa na nabożeństwo przyjechał Janusz Mackiewicz. - Jestem tu już stałym gościem. Żona stąd pochodzi, mam tu przyjaciół. Od przeszło 40 lat przyjeżdżamy tu kilka razy w roku - opowiada. - Transgraniczna droga krzyżowa to piękna inicjatywa. Przeszedłem trasę i na pewno muszę powiedzieć, że czułem, jak Chrystus pomaga mi nieść ten krzyż. Nie jestem specjalnie zmęczony - to był słodki krzyż. Taką stacją, która mnie najbardziej intryguje za każdym razem jest ta, kiedy Szymon pomaga nieść krzyż Jezusowi. Zawsze się zastanawiam czy wiedział, że więcej otrzymał niż dał? Tutaj też ta trasa skłoniła mnie do refleksji nad tym spotkaniem...
Andrzej Pawełek ze Zwardonia ma 74 lata - przeszedł niemal cała trasę. - Po raz pierwszy byłem na takiej Drodze Krzyżowej. Człowiek trochę w życiu nagrzeszył i teraz trzeba poprosić Pana Jezusa, żeby wybaczył. Do tej piątej stacji faktycznie było najtrudniej, choć po górach chodzę kilka razy w tygodniu. Młodzi narzucili szybkie tempo, trzeba było ich spowalniać - uśmiecha się pan Andrzej. - Dopisała nam wspaniała pogoda. Było nas wielu, Polacy i Słowacy razem. Myślę, że mieliśmy tam wszystko, żeby się uduchowić. Będę tę trasę pamiętał, a i ten brakujący odcinek nadrobię..