- Wcześniej uważałem, że do kościoła chodzą ludzie, którzy sobie w życiu nie radzą. A tam zobaczyłem mężczyzn, którzy wielbią Boga takim głosem jak mój, stadionowy - mówił Bogdan Krzak na bielskim spotkaniu MU.
Jak mówił Bogdan: - Pierwsze pytanie, jakie miałem do Boga, to właśnie: co z ludźmi zranionymi przeze mnie? Ja, człowiek ze stadionu, byłem tym, z którym nie warto było być. Ja bym się z sobą nie chciał kolegować. Ujęło mnie to, że nie musiałem się zmienić, żeby podejść do Boga. Zacząłem się zastanawiać, czy aby może nie ma w tym racji, że Bóg jest, czy nie jest tak, że Bóg rzeczywiście kocha? Zacząłem pytać brata. A on mi mówił Ewangelię o Jezusie Chrystusie. Ja tego nie ogarniałem. Niosłem w sobie trud codziennego alkoholu przelanego przez moje dzieciństwo, trud małżeństw mojej mamy, trud bycia dzieckiem, które zajmowało się rodzeństwem, trud stadionu. Bóg nie stawiał mi warunków i pytałem Darka: "Dlaczego?". On mi opowiedział o Jezusie, który oddał za mnie swoje życie. Ja mówiłem: "Stary, co ty gadasz?! Dwa tysiące lat temu On nawet nie wiedział, że ja tu będę". A Darek na to: "Wiedział…". I mówił o Jezusie, o Trójcy Świętej, której w ogóle nie rozumiałem. Ale wiecie czego pragnąłem najbardziej? Spokoju. A ten spokój zobaczyłem w tej wspólnocie i w tym kościele. Wcześniej uważałem, że do kościoła chodzą ludzie, którzy sobie w życiu nie radzą. A tam zobaczyłem mężczyzn, którzy wielbią Boga takim głosem jak mój, stadionowy. Stałem z nimi i krzyczałem po swojemu te pieśni uwielbienia. Bo pragnąłem tego Bożego, którego wtedy nie umiałem nazwać.
Podczas powrotu z jednego ze spotkań, Bogdan zapytał Darka, co ma zrobić, żeby być jak ci mężczyźni w kościele. - A on mi: "Oddaj życie Chrystusowi". Ja mu: "Stary, ale moja żona, ona nie chce Boga". Mój brat, który też był świeżo nawrócony, tak biblijnie mówił mi o zostawieniu domu, rodziny i pójściu za Jezusem i wtedy Pan Bóg da mi po wielokroć. Ja tego nie rozumiałem. Pytałem, co robić. Zostawić rodzinę? Poszedłem do domu sam, zatrzymałem się przy przedszkolu 37 na chwilę i tak sobie pomyślałem: Boże, jeśli jesteś, jeśli ci ludzie mają rację, to ja naprawdę chcę tak, jak oni. Ja Ci oddaję to moje życie takie, jakie jest. Przepraszam Cię za te wszystkie sytuacje, kiedy poraniłem ludzi, za to całe zło, które ludziom, sąsiadom, kolegom, wyrządziłem, za ten stadion, bijatyki. Oddaję Ci moje życie takie, jakie jest. Ja go nie umiem zmienić. Nawet nie wiem, czy chcę, ale na pewno chcę tego pokoju, który jest w tych ludziach.
To była moja najszczersza modlitwa od lat.
W życiu Bogdana nie wydarzyło się w tamtej chwili nic spektakularnego, Chrystus nie zstąpił z nieba: - Przyznam, że trochę się zawiodłem - żartował i dodał: - Pomyślałem o żonie, bo usłyszałem takie słowa, że jak nawrócę się ja, to nawróci się cały mój dom. W domu też fajerwerków nie było, ale wiem, że w tamtym momencie Chrystus mnie przyjął takiego, jakim jestem.