Krzysztof Kurek ponad 30 lat odsiedział za kratkami. W Oświęcimiu ludzie z przestępczego świata straszyli się nim nawzajem. Aż przyszedł 19 marca 2017 roku. Kurs Alpha w wadowickim więzieniu. Urodził się na nowo. A 30 grudnia dostał w prezencie najlepszą żonę - Iwonę.
Po pół roku przyszedł list od Agnieszki. Z więzienia. - Trafiła tam za groźby karalne, bo kogoś tam postraszyła tatą. I zapomniała mi dać znać sygnał, że żyje. Ale tego dnia cieszyłem się jak nigdy, że moje dziecko jest w więzieniu! Bo wiedziałem, że żyje. Od tego dnia Pan Bóg zaczął zmieniać wszystko. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to On. Do tej pory żyłem tak, żeby się mnie wszyscy bali: spięty, pochmurna twarz. Bo wtedy nikt nie zaczepia. A korzyść jest taka, że ma się autorytet więzienny. Pan Bóg zaczął to zabierać. Agresja zaczęła znikać, zacząłem się uśmiechać. Wystraszyłem się, co się ze mną dzieje. Poszedłem do psychologa, to psychiatry. Brałem garściami psychotropy na tę agresję, a lekarze stwierdzili, że wszystko jest w jak najlepszym porządku i nawet mogę je odstawić. Z każdym dniem czułem większy spokój. Od czasu akcji z Agnieszką zostało mi to wstawianie o trzeciej i modlitwa. Zniknęły myśli o zemście. Mogłem przebaczyć wszystkim, wobec których czułem jakąkolwiek urazę. Zauważyłem, że rozmawiam normalnie z ludźmi. Funkcjonariusze nie mogli uwierzyć, co się dzieje ze mną. Byłem wówczas w dwuosobowej sali. Stwierdzili, że to ona tak na mnie dobrze wpłynęła i tam mnie już zostawili. Zacząłem pomagać ludziom - jak kiedyś chciałem tylko dominować, wykorzystywać innych, być takim, żeby się mnie bali, tak teraz przyszło coś zupełnie nowego. Pan Bóg mi dał dar rzeźbienia w drewnie. Kiedyś nie potrafiłem narysować nawet pudełka od zapałek i usiedzieć w miejscu 10 minut. A tu nagle - spokój. W sali twórczości własnej zacząłem uczyć innych. Najwięcej robiłem rzeźb sakralnych - Jana Pawła II, Pana Jezusa i różne postaci świętych. Pamiętam, że był tam taki napis, cytat z papieża: "Jesteście skazani, ale nie potępieni" - wspomina.
Rzeźby Krzyśka trafiały na wiele aukcji. Dawały mu pieniądze - na papierosy, na spłatę zadłużonego mieszkania w Oświęcimiu. - Nawet na wolności mówili o mnie "Kuraś zwariował" - śmieje się dziś Krzysztof.
Niedługo potem napisał list do starosty wadowickiego. - Żeby wykorzystali tę naszą pracę jakoś. Zaczęliśmy tworzyć na aukcje dla szkół. Skontaktowała się z nami grupa wolontariacka "Wygrajmy razem". Robiliśmy dla nich rzeźby, które trafiały na licytacje, kiermasze, a dochód był przekazywany na leczenie dzieci, na wakacje dla maluchów z ubogich rodzin. Zegar dla fundacji Ewy Błaszczyk zrobiłem, rzeźbę dla papieża Franciszka, inną do kaplicy Konfederatów Barskich na Jasieniu - wymienia.
Przyjaciele z Alphy przygotowali wesele Iwony i Krzysztofa Kurków
Urszula Rogólska /Foto Gość
- Potrafiłem zaangażować ludzi, żeby ze mną to robili i żebyśmy razem pomagali, poczuli empatię z tymi, którzy są w potrzebie. Dzieci się cieszyły i my też, że komuś pomagamy! Niektórzy skazani tego nie rozumieli - czemu mam za darmo pomagać komuś, kogo nawet nie znam. Razem uczyliśmy się, czym jest miłość do człowieka - mówi.
* * *
- Dwa lata temu przyszedł do mnie KO-wiec, major. Lubiliśmy się. Luźno z nim rozmawiałem, bo byłem już skazanym z wieloletnim stażem. Powiedział: "Krzysiek, chcesz iść na Alphę?". To ja: "Nie idę, bo to pewnie kolejne jakieś oszołomy". Już wiedziałem, że to Pan Bóg mnie zmienia. Szukałem jakiejś wspólnoty chrześcijańskiej. Różne przychodziły, ale żadna mi nie odpowiadała. Ale byłem ciekawy. Zawołałem młodych chłopaków, którzy na tę Alphę poszli, i zapytałem, jak tam, o czym mówią. I oni mi opowiadali, jak się to odbywa. Zaciekawiło mnie to, że usłyszałem o ludziach, którzy przychodzą i bardzo swobodnie mówią o Panu Jezusie. No skoro taki młody to zauważył, to poszedłem do tego majora i mówię: "Zapisz mnie pan tam". Poszedłem. Zobaczyłem ludzi prawdziwych, bardzo radosnych, otwartych, uśmiechniętych, którzy mówili o Jezusie w normalny sposób. Nie atakowali wiarą; można było się swobodnie wypowiadać. I to mnie przekonało. Poszedłem do spowiedzi. Po raz pierwszy od dawno zapomnianej Pierwszej Komunii. Przyjąłem ją w poprawczaku, ale nic z tego nie pamiętałem. Po tej spowiedzi wszystko ze mnie zleciało. Najbardziej dziękuję Panu Bogu za wyrzuty sumienia. To jest najbardziej wartościowy dar, żeby człowiek wiedział, co jest dobre, a co złe. Kiedyś nie miałem żadnych wyrzutów sumienia - przyznaje.