- Przypomniały mi się słowa św. Brata Alberta, który mówił, że najpierw trzeba podejść do człowieka, podnieść go, nakarmić, umyć, wyleczyć, a dopiero później głosić mu Ewangelię - mówi Andrzej Sitarz, jeden z inicjatorów Światowego Dnia Ubogich w Bielsku-Białej.
W sobotę 18 listopada w bielskim kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa obchodzono 1. Światowy Dzień Ubogich (pisaliśmy o nim TUTAJ). Wspólnie zorganizowali je: diecezjalna Caritas. Wspólnota Przymierza "Miasto na Górze" i Towarzystwo Pomocy im. św. Brata Alberta. O swoim zaangażowaniu w przygotowanie święta opowiadają: Andrzej Sitarz, Grzegorz Giercuszkiewicz i Lech Malinowski.
- Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem na portalach chrześcijańskich, że papież ogłosił takie święto jak Światowy Dzień Ubogich, to byłem miło zaskoczony i jednocześnie zasmucony, że moje myśli dotąd nie szły w kierunku zorganizowania takiego specjalnego spotkania dla naszych ubogich - mówi Andrzej Sitarz, związany ze Wspólnotą Przymierza "Miasto na Górze" w Bielsku-Białej, pracownik w szkołach Katolickiego Towarzystwa Kulturalnego, znany chyba najbardziej dzieciom i dorosłym podopiecznym Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta w Bielsku-Białej, dla których w ciągu całego roku organizuje spotkania, wycieczki, a których przed świętami - wraz z wielkim gronem wolontariuszy - obdarowuje paczkami.
Najpierw nakarmić i umyć
Jak podkreśla Andrzej Sitarz: - Samo wyzwanie dnia ubogich: "Nie miłujmy słowem, ale czynem", bardzo do mnie przemówiło. Przypomniały mi się słowa św. Brata Alberta, który mówił, że najpierw trzeba podejść do człowieka, podnieść go, nakarmić, umyć, wyleczyć, a dopiero później głosić mu Ewangelię. Te słowa mocno we mnie żyją i staram się cokolwiek w tym kierunku robić. Mam wokół bardzo wielu ludzi ubogich, samotnych, doświadczonych przez los, z którymi spotykam się przez cały rok, w miejscach, w których żyją, gdzie - zwłaszcza zimą - jest ciepło. Ale też co miesiąc spotykamy się z nimi na "Wieczerniku" - w klubie "Arka", prowadzonym przez KTK w Bielsku-Białej przy ul. Krasińskiego. - Przychodzi około 40-50 osób, ale z doświadczenia, kontaktów z noclegowniami, miejscami, w których bezdomni szukają schronienia wiemy, że takich osób, które potrzebują pomocy jest około 300.
Sprzymierzeńców w organizacji Światowego Dnia Ubogich, Andrzej znalazł w swoich przyjaciołach: ks. Robercie Kasprowskim, Grzegorzu Giercuszkiewiczu z diecezjalnej Caritas i Lechu Malinowskim z "Miasta na Górze", z którym współorganizuje spotkania "Wieczernika".
- Zależało nam na tym, żebyśmy się z naszymi bezdomnymi, samotnymi i ubogimi nawzajem zauważyli się w tym dniu, pobyli razem, pośpiewali, pomodlili się i dali świadectwo tym, którzy potrzebują wsparcia duchowego - dodaje Grzegorz Giercuszkiewicz.
A Andrzej Sitarz uzupełnia: - Oni potrzebują takich spotkań - z ciepłą herbatą, kawą, modlitwą, możliwością porozmawiania, pożalenia się, podzielenia swoimi problemami. Ich problemy są dla nas ważne. Widzimy, że jest tak jak na liście uczynków miłosierdzia wobec ciała i duszy - bywa, że głodnych trzeba nakarmić, a bywa, że przede wszystkim: smutnych pocieszyć. Te potrzeby zresztą często idą w parze w czasie naszych spotkań: ciepły posiłek, a przy tym głoszenie Słowa Bożego, przybliżanie im Pana Boga - żeby czuli się godnie, jak ludzie.
Jeśli nie zaczniesz kombinować z Panem Jezusem
Świadectwo życia Andrzeja bardzo mu pomaga w dotarciu do ubogich: - Mam za sobą podobne doświadczenie życiowe jak wielu z nich. Wiem, co znaczy jak człowiek straci mieszkanie, trafi do noclegowni, zaplącze się w kredyty i nie będzie sobie w stanie poradzić. I wiem też, że bez Pana Boga, bez ludzi, których On zawsze posyła, nie da się z tego wyjść. Nie da się inaczej powiedzieć - to jest cud. Pan Bóg tak zadziałał w moim życiu - i o tym im mówię. Jasne, że to bardzo trudne - bo w dzisiejszym świecie trafić do ludzi z Ewangelią jest coraz trudniej.