Zaległości

USA mają parady, my - biegi.

- „Biegam, żeby żreć dużo ciastków” - przeczytałem kiedyś na czyjejś koszulce. Nie sposób uciec przed faktem, że bieganie w ostatnich latach zbłądziło pod strzechy, jako aktywny sposób spędzania wolnych chwil, połączony z gubieniem kalorii i kilogramów. Nie wiem komu, jako pierwszemu, zaczęło nie wystarczać samo bieganie, skoro zawiązały się grupy biegaczy, kluby i społeczności. Kolejnym etapem rozwoju tej niewymagającej sprzętowo dyscypliny stały się udane próby łączenia wysiłku ze szczytnymi ideami w rodzaju wspierania dzieł czy akcji dobroczynnych. Od pewnego czasu organizatorzy biegów posunęli się jeszcze dalej, łącząc je z edukacją historyczną, a konkretnie z upamiętnieniem dawnych wydarzeń. Właśnie zakończył się zainaugurowany w Beskidach, w Szczyrku, bieg upamiętniający 333. rocznicę Odsieczy Wiedeńskiej.

Mamy jako naród coś dziwnego w sobie: najlepiej wychodzą nam akademie i nabożeństwa o wymowie smutnej, a więc upamiętniające wszelkie klęski. Na skalę państwową obchodzimy rocznice wybuchu wojny i wszelkich powstań, zakończonych totalną klęską. Polityka jest taka, że rok 2010 chyba każdy kojarzy z katastrofą smoleńską i pewnie ze świecą szukać takiego, komu ów utkwił w pamięci jako 600. rocznica zwycięstwa pod Grunwaldem. Osobiście doskwiera mi niedomiar w dziedzinie fetowania zwycięstw.

Mają Amerykanie swoje parady. My zaczynamy podobnie, tylko szybciej, biegiem, żeby nadrobić zaległości w świętowaniu. Można to będzie potwierdzić niebawem, kiedy w listopadzie przez wiele miejscowości przemkną uczestnicy biegów niepodległościowych. Nadzieją napełnia fakt, iż tego rodzaju inicjatywy mają charakter oddolny. Czasem prości ludzie wiedzą lepiej, jak uczyć historii i w jaki sposób ją przeżywać, niż niejeden minister.

Polecam także artykuł "333 kilometry" oraz GALERIĘ ZDJĘĆ z Biegu Odsieczy Wiedeńskiej.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..