- Na angielski zapisał mnie mój syn. Początkowo byłam zdenerwowana jak sobie poradzę. Ale teraz nabrałam takiej chęci do nauki! – mówi Maria Król-Dąbrowska, kursantka grupy 50+ w szkole "Z duszą na języki" fundacji "Luce".
Zapału do nauki nie zabrały im ani letnie upały, ani sezon urlopów czy wakacji. Na bezpłatne zajęcia z języka angielskiego, w projekcie finansowanym przez Fundusz Inicjatyw Obywatelskich, do szkoły „Z duszą na języki” prowadzonej przez fundację „Luce” przychodzą dzieci, nastolatki i dojrzali uczniowie w wieku 50+. Zajęcia odbywają się w „LUCE Arena” w Bielsku-Białej przy ul. Legionów 26/28 (kompleks „Nowe Miasto”).
Bezpłatny kurs języka angielskiego, jest prowadzony nowatorską metodą w oparciu o teksty biblijne. – Kurs prowadzimy od zera, więc żeby przejść do tekstów biblijnych, musimy poznać podstawowe czasy, zwłaszcza czas przeszły – wyjaśnia lektorka Barbara Herain. – Takim wstępem do tego etapu jest nauka podstawowych modlitw. Dziś każdy z kursantów potrafi przeżegnać się i zmówić „Ojcze nasz” po angielsku – tą modlitwą zaczynamy i kończymy każde zajęcia.
Jak podkreśla nauczycielka, wiek nie jest żadną barierą dla nauki języka obcego. - Owszem, pewne zdolności mamy zapisane w genach, ale wytrwałością i codzienną pracowitością jesteśmy w stanie nadrobić naprawdę wiele – dodaje.
Wśród uczniów są nastolatki – Ola Świątko i Artur Mleczko. – Lekcje są inne niż w szkole – więcej można zrozumieć. Pani ma dla każdego czas. W szkole nie zawsze jest taka możliwość - podkreślają.
- Pani Basia ma dla każdego czas - cieszą się młodzi uczestnicy kursu angielskiego
Urszula Rogólska /Foto Gość
Ola i Artur o kursie dowiedzieli się od kolegów. Jaś Ślosarczyk - od babci, która bierze udział w zajęciach grupy 50+. To najliczniejsze grupy na kursie.
- Trudno zabrać się za naukę w dojrzałym wieku. A moi uczniowie zaskakują mnie swoją pracowitością! Każdy z nich potrafi już zbudować zdania w dwóch czasach, poszerza się ich słownictwo – mówi Barbara Herain. – Mają dużo frajdy z nauki.
Z wielkim strachem
- Moim pragnieniem całe życie było nauczyć się jakiegokolwiek języka, a zwłaszcza angielskiego ponieważ w tej chwili jest on bardzo potrzebny w codzienności – mówi Izabela Fołta. - Z wielkim strachem przyszłam na pierwsze zajęcia. Obawiałam się stresu, który towarzyszy uczeniu się - zwłaszcza w dojrzałym wieku. Tymczasem pierwsze zajęcia były fantastyczne! Pani Basia buduje wspaniałą atmosferę, prowadzi lekcje z poczuciem humoru. A jednocześnie nikomu nie odpuszcza. Nie wychodzimy póki, się nie nauczymy! Potrafimy zadać pytanie, zrozumieć, to nas zachęca.
- Mnie zmobilizował tegoroczny wyjazd na pielgrzymkę do Włoch – dodaje Jacek Fołta, mąż pani Izy. – Trudno było mi się dogadać z Włochami po niemiecku. Angielski jest popularniejszy, więc to była dla mnie motywacja i mobilizacja.
- Moja koleżanka, z którą dojeżdżam samochodem do pracy w Bielsku z Tychów zapisała się na ten kurs. A ja – żeby nie wracać do domu pieszo, czyli „on foot”, też się musiałam zapisać – śmieje się Antonina Barbara Wrzeszcz. A jej „kierowca” Anna Koska-Iwan mówi o swojej motywacji:
- Bardzo często dostaję służbowe mejle w języku angielskim i włoskim. Z włoskim sobie radzę. Postanowiłam więc nauczyć się i angielskiego, żeby nie musieć wołać tłumacza co pięć minut, a także, żeby móc telefonicznie uzgadniać pewne kwestie.
Chcemy się dogadać
Jeszcze inny powód do nauki mieli Teresa i Andrzej Tęczowie: - Córka wyprowadziła się do Belgii i znalazła tam chłopaka. Przyjeżdża z nim, a my go nie rozumiemy, choć bardzo chcemy się dogadać, więc… jesteśmy tutaj! Cieszę się, że już umiem mu zaproponować coś do picia, do jedzenia - mówi pani Teresa. - On też uczy się mówić po polsku, więc czasem rozmawiając z nim wołam córkę i proszę, żeby mi powiedziała jak brzmi to czy inne słowo po angielsku, a chłopak mi mówi, że rozumie po polsku co chcę powiedzieć!