On/ona mówi: "Już cię nie kocham. Odchodzę". Świat rozpada się na kawałki. - Rozpacz, zero światła - mówi Iwona Sobel, liderka Wspólnoty Trudnych Małżeństw "Sychar" z Rychwałdu. Ale jeśli chcesz, trafisz do źródła, które da siłę, by się podnieść.
Iwona Sobel i Bożena Wojtyła nie wyglądają na kobiety, których świat jeszcze niedawno leżał w gruzach. Spokojne, uśmiechnięte, z ogromną wiarą i pełne nadziei.
- Tylko On mógł to sprawić - mówią, podsuwając do przeczytania słowa Jezusa wypowiedziane do Samarytanki przy studni Jakuba niedaleko miejscowości Sychar: "Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki (...). Rzekła do Niego kobieta: Daj mi tej wody, abym już nie pragnęła i nie przychodziła tu czerpać" (J 5,14).
Trafiły do tej studni wtedy, kiedy najbardziej tej wody potrzebowały... Dziś współtworzą ognisko Wspólnoty Trudnych Małżeństw "Sychar" przy sanktuarium Matki Bożej w Rychwałdzie - pierwsze i na razie jedyne w diecezji bielsko-żywieckiej.
Bożenę mąż zostawił po 12 latach małżeństwa. Odszedł do innej kobiety. - Ja byłam sama przez jakiś czas, ale przy złym doradztwie znajomych, że "mam prawo ułożyć sobie życie na nowo", związałam się z mężczyzną, z którym zawarłam kontrakt cywilny - mówi. - Jednak cały czas mi czegoś brakowało...
Iwona została sama po sześciu latach wspólnego życia w sakramentalnym małżeństwie. Uchodzili za dobre małżeństwo. Kiedy mąż oświadczył, że odchodzi, że przestał kochać, że miłość się w nim wypaliła, świat Iwony się rozsypał. Oboje przeżyli trzy straty dziecka przez poronienie. Kryzys narastał już od jakiegoś czasu, ale nie podejmowali tematu. - Do tej pory myślałam, że to straty dzieci były najbardziej tragiczną rzeczą jaka mnie w życiu spotkała... - mówi Iwona.
Masz prawo dalej kochać męża
Bożena trafiła do duszpasterstwa osób żyjących w związkach niesakramentalnych w Bielsku-Białej. Pustka jednak nie znikała. Pojechała na Kurs Alfa do Rychwałdu. - I tam się dokonała moja przemiana. Zakochałam się w Panu Bogu! A im bardziej byłam w Nim zakochana, tym bardziej doskwierało mi moje życie w grzechu - opowiada. - Tak bardzo potrzebowałam Pana Boga, że zdecydowałam o rozstaniu. Nie chciałam już tak żyć. Poczułam też odpowiedzialność za zbawienie mojego drugiego "męża".
- Tydzień po odejściu męża Pan Bóg przyprowadził mnie do Jezusa - mówi Iwona. - Pierwszą osobą, która dodała mi otuchy, była koleżanka z pracy. Powiedziała mi, że wszystko można wyprosić u Pana Boga. Ta koleżanka zaprowadziła mnie do kapłana, który wlał w moje serce wiarę i nadzieję. Mimo że nie zmieniła się moja sytuacja, w jednej chwili odkryłam, że ten Bóg żywy i prawdziwy naprawdę jest! Dostałam tak ogromny dar radości, że aż się zastanawiałam, czy nie zwariowałam. Dziś wiem, że to była prawdziwa radość, która wynikała z tego, że ja naprawdę uwierzyłam, że Jezus żyje, że jest Bogiem i jest z nami!