Na Podbeskidzie dotarła idea Vaniera. Przyjmie się?
To tak stara i znana anegdota, że aż wstyd mi ją przytaczać. Ale, co mi tam. Spytano Napoleona, co jest potrzebne do prowadzenia wojny. Zresztą pytano o to w każdej epoce jakiegoś znamienitego wodza i każdy odpowiadał tak samo, więc nie wiadomo, kto był pierwszy:
- Do prowadzenia wojny, potrzeba trzech rzeczy.
- Jakich?
- Pieniędzy, pieniędzy i jeszcze raz pieniędzy.
Pół wieku temu we Francji niedoszły ksiądz Jean Vanier zamieszkał z dwoma niepełnosprawnymi intelektualnie mężczyznami Rafaelem i Filipem w domu, który nazwali L’Arche - Arka. On się nimi opiekował, karmił, ubierał. Oni uczyli go prostoty i szczerości.
Wiem, czytałem książki Vaniera, rozmawiałem z nim dwa albo trzy razy. Dawno temu. Bo choć Vanier tego nie planował, wspólnota jednego „normalnego” i dwóch niepełnosprawnych rozrosła się, a potem urodziła kolejne tego rodzaju domy, miejsca wspólnego zamieszkania, najpierw we Francji, potem na całym świecie.
Dziś to już nie pojedynczy dom, ale cała federacja, która w specyficzny sposób - poprzez wspólne zamieszkanie, naukę, zabawę i pracę - niesie pomoc trzem i pół tysiącom osób z deficytem intelektualnym.
Do Polski idea L’Arche przeniknęła przez żelazną kurtynę już w latach 70. ubiegłego wieku, choć na dobre zadomowiła się w latach 80. Na razie jest skromnie.
Arka ma w Polsce cztery ośrodki: w podkrakowskich Śledziejowicach, Warszawie, Poznaniu i Wrocławiu. Czy Bielsko-Biała ma szansę do nich dołączyć? Od pewnego czasu trwają starania. Przydałby się dom dla niepełnosprawnych i opiekunów. Ale - rozwiązując kwestię po napoleońsku - trzeba powiedzieć, że do sukcesu tej niezwykłej idei potrzeba ludzi, ludzi i - jeszcze raz - ludzi.
Życzę Arce jak najlepiej. Więcej: zależy mi na tym, żeby dom-wspólnota powstał na Podbeskidziu. Znam L’Arche. Polecam gorąco.
O idei powstania wspólnoty L'Arche w Bielsku-Białej piszemy TUTAJ.