Św. Maksymilian Kolbe wyprasza nam moc do dawania świadectwa wiary. W czwartek jest rocznica jego śmierci.
Bp Roman Pindel zaprasza diecezjan do udziału w uroczystościach upamiętniających 73. rocznicę męczeństwa św. Maksymiliana w KL Auschwitz w czwartek 14 sierpnia.
Rozpoczną się one niemal równocześnie w dwóch miejscach. O 8.00 w Centrum Św. Maksymiliana w Harmężach odprawione zostanie nabożeństwo „Transitus”, którego uczestnicy przejdą pieszo na teren muzeum KL Auschwitz. O 8.30 z oświęcimskiego kościoła św. Maksymiliana wyruszy procesja, w której wierni także przejdą do byłego obozu. Pątnicy i uczestnicy uroczystości wezmą udział we Mszy św. na terenie byłego obozu, w pobliżu bloku śmierci, w którego podziemiach zginął św. Maksymilian. Eucharystia rozpocznie się o 10.30.
O tym trzeba pamiętać
W gorący niedzielny wieczór 28 maja 1941 roku pociąg z transportem więźniów z Pawiaka ze zgrzytem zatrzymał się na bocznicy nieopodal bramy do KL Auschwitz. Stojący w szpalerze, okładający na oślep kijami i pałkami esesmani i kapo przywitali wywoływanych z nazwiska przybyszów, wśród których był także ojciec Maksymilian Maria Kolbe. Jego pobyt w obozie koncentracyjnym koja Brama prowadząca do KL Auschwitz. Ks. Jacek M. Pędziwiatr /Foto Gość rzy się najczęściej z apelem, podczas którego Szaleniec Niepokalanej zgłosił się na dobrowolną śmierć w zamian za Franciszka Gajowniczka oraz trwającym blisko trzy tygodnie konaniem w bunkrze głodowym. Jednak nim to nastąpiło, jeszcze przez dwa miesiące ojciec Maksymilian miał sposobność głoszenia chwały Niepokalanej i dawania wyjątkowego świadectwa żywej wiary.
Ojca Maksymiliana wraz z kilkoma innymi księżmi przydzielono do pracy w Babicach - wioski oddalonej od obozu o około trzy kilometry. Więźniowie wykonywali tutaj prace ziemne: budowali ogrodzenie pastwisk, kopali rowy, ścinali gałęzie, do faszynowania ich brzegów. Ciężka praca po gradem wyzwisk, przekleństw i razów kapo Heinricha Krotta, niemieckiego kryminalisty szczególnie zawziętego na polskich księży i jego pomocników.
- Kapo zauważył, że obydwaj rozmawiamy i za to dostaliśmy po dziesięć kijów i pracowaliśmy razem - wspomina więzień Henryk Sienkiewicz. - Ja za to, że nazwałem go ojcze, woziłem żwir i ojca Maksymiliana na taczce po jednym razie, a ojciec musiał mnie wozić po dwa razy w jedną i drugą stronę. Praca ta była na pośmiewisko esesmanów i kapów. Tak pracowaliśmy do późnego wieczoru. Wtedy ojciec powiedział do mnie: „Heniu, to, co robimy, to wszystko dla Niepokalanej. Niech barbarzyńcy wiedzą, że jesteśmy wyznawcami Niepokalanej”.