Zorganizowane w byłym KL Auschwitz-Birkenau obchody 69. rocznicy wyzwolenia tego niemieckiego nazistowskiego obozu były impulsem do modlitwy za pomordowanych. A ocaleni wspominali.
Śmierć zabrała mi wszystkich
- W tym obozie była cała moja rodzina, bo moi rodzice ukrywali Żyda Rachmina Frydlanda. On przeżył wojnę i do dziś mam kontakt z jego córką, która mieszka w Chicago. Z mojej rodziny ocalałem sam. Kiedy tu trafiłem, miałem 14 lat. Z Auschwitz przewożono mnie jeszcze do czterech kolejnych obozów. Wolności doczekałem w Dachau. To wszystko trwało półtora roku, a ja codziennie modliłem się, żeby przeżyć. Dużo złego widziałem w tym czasie - wspomina Eugeniusz Dąbrowski, były więzień z Warszawy.
- W Auschwitz zginął mój dziadek z babcią, jego ciężarna synowa z córką, moja mama i ciocia. Wszystkich nas aresztowano za działalność w ruchu oporu. Przyszli wcześnie rano. Ojca, który w tym czasie był na nocnej zmianie w kopalni, ktoś ostrzegł i nie wrócił do domu, ale kilka tygodni później Niemcy zrobili kolejną obławę i zginął, a nas przewieźli najpierw do więzienia w Katowicach, potem do Mysłowic. Tam dzieci oddzielono od matek i wożono nas po różnych podobozach, od Bogumina po Potulice nad morzem. W Pogrzebieniu spotkałam moje kuzynki i było mi trochę raźniej, ale warunki były straszne: wszy, choroby, głód - wylicza Józefa Posz-Kotyrba z Jaworzna. - Dorośli trafili do Auschwitz. Tu wszyscy zginęli. Dowiedziałam się tylko, że w lutym 1944 roku dziadka stracono wraz z dużą grupą Ślązaków w IV krematorium, a ciężarną ciocię rozstrzelano podczas apelu...