Zorganizowane w byłym KL Auschwitz-Birkenau obchody 69. rocznicy wyzwolenia tego niemieckiego nazistowskiego obozu były impulsem do modlitwy za pomordowanych. A ocaleni wspominali.
Dziękując za tę modlitwę Andrzej Kacorzyk, dyrektor Międzynarodowego Centrum Edukacji o Auschwitz i Holokauście, przypominał, podejmowane w 1940 roku przez metropolitę krakowskiego abp Adama Stefana Sapiehę starania, by z sakramentalną posługą docierać do więźniów powstającego obozu. Nie było wówczas zgody komendanta i do końca funkcjonowania obozu wszelkie formy życia religijnego były w KL Auschwitz zakazane.
Każda rocznica jest przeżyciem
- Cała moja rodzina tu zginęła - mówi ze łzami w oczach jedna z byłych więźniarek. Jako Janina Lis (obecnie Kabza) w czasie wojny trafiła do Auschwitz w 1942 r. w transporcie więźniów z Zamościa. W tej chwili mieszka w Poznaniu, wspominać mogłaby długo, ale każdy powrót w to miejsce jest tak wielkim wstrząsem, że nie potrafi o tym spokojnie mówić. - Ja jedyna zostałam przy życiu. I to już koniec mojej opowieści. Dalej już nie mam słów - mówi i szybko odwraca głowę...
- Każda rocznica jest ogromnym przeżyciem. Najpierw, tak jak dziś, dziękujemy Bogu, że mogliśmy dożyć kolejnej rocznicy. Teraz proszę, żebym mogła dożyć przyszłego roku i 70. rocznicy wyzwolenia. Wtedy przyjadę po raz ostatni i pożegnam się z tym miejscem, bo zdrowie już nie pozwala na te przyjazdy i na te wielkie wzruszenia, które są za każdym razem. Wciąż przeżywa się to od nowa - mówi Wiesława Borysewicz, uwięziona w KL Auschwitz w wieku 15 lat jako więzień 83 267. Do obozu trafiła z całą rodziną podczas Powstania Warszawskiego. W kolejnym obozie w Niemczech zginął ojciec pani Wiesławy i być może w tym roku uda jej się odnaleźć miejsce jego spoczynku.
- Wystarczy, że ta obozowa trauma męczy nas nieustannie przez te wszystkie lata. Jeszcze dzisiaj nocą śni mi się obóz, słyszę niemieckie komendy i ujadanie psów. Nie ma jednego dnia, żeby umysł nie wracał do tego miejsca. Te spotkania są szczególnie bolesne, bo to odżywa jeszcze bardziej. Przyjeżdżamy mimo wszystko, jako świadkowie tamtej historii, bo uważamy to za przestrogę dla młodego pokolenia, żeby nigdy nie dopuściło do takiej nienawiści i do takich morderstw. O tym będziemy mówić także podczas spotkań z uczniami szkoły w Brzezince, której patronujemy jako byli więźniowie. Jest nas jeszcze garstka, którzy dotrwali i mogą zaświadczyć, co tu się działo. Za kilka lat nie będzie nikogo... - tłumaczy Wiesława Borysewicz i dodaje: - Módlcie się za nas, żebyśmy jak najdłużej przeżyli...