W Mazańcowicach z wojskowymi honorami pochowano szczątki partyzanta NSZ Edwarda Biesoka. - Chcemy się modlić za duszę naszego parafianina. I przywrócić mu dobre imię - mówił nad trumną proboszcz, ks. prał. Paweł Grządziel.
Pogrzeb był uroczysty: z wojskową kompanią honorową, potrójną salwą na cmentarzu, sztandarami i wieloma przedstawicielami władz, urzędów i instytucji. Odbył się w ramach realizacji projektu "Powinniśmy wracać po swoich". Poprzedziła go przeprowadzona 18 listopada na Błatniej ekshumacja, podczas której wydobyto szczątki "Edka"z leśnego grobu.
Oprawa właściwa pochówkom ludzi zasłużonych mogła zastanawiać, zwłaszcza jeśli spojrzało się na jedyną zachowaną fotografię zmarłego: patrzącego z powagą nastolatka, który w chwili śmierci nie miał jeszcze 19 lat. Zginął od kuli 13 maja 1946 r. na Błatniej w Beskidzie Śląskim.
Był żołnierzem liczącego około 300 partyzantów Zgrupowania VII Śląskiego Okręgu NSZ, którym dowodził kpt. Henryk Flame "Bartek". Kilka miesięcy po śmierci "Edka" po prowokacji przeprowadzonej przez agentów UB ponad stu partyzantów pod pozorem fikcyjnego przerzutu na Zachód wywieziono na Opolszczyznę i wymordowano. Była to jedna z największych zbrodni wymierzonych przeciwko antykomunistycznemu podziemiu na południu Polski.
Krzyż wycięty scyzorykiem
Edward Biesok ps. "Edek" zginął mając niespełna 19 lat
archiwum Stowarzyszenia Żołnierzy NSZ Okręg Podbeskidzie
Urodzony w 1927 roku w Mazańcowicach koło Bielska, Edek Biesok w czasie okupacji hitlerowskiej został wywieziony na roboty do Niemiec. Stamtąd uciekł i ukrywał się w rodzinnych stronach. Tu dołączył do partyzantów NSZ.
Po zakończeniu wojny w 1945 r. rozpoczął naukę w bielskiej szkole, ale w związku z podejrzeniami o związki z konspiracją antykomunistyczną został zmuszony do ponownego ukrycia się w lesie.
Dołączył do partyzantów zgrupowania dowodzonego przez "Bartka". Zorganizował grupę partyzantów pochodzących głównie z jego rodzinnych Mazańcowic, a także sąsiedniego Międzyrzecza i Zabrzega. Wraz z nimi uczestniczył w pamiętnej defiladzie zgrupowania w opanowanej przez partyzantów Wiśle 3 maja 1946 r. Dziesięć dni później poległ na Błatniej.
- Trwa wciąż jeszcze ustalanie szczegółów tego, jak zginął "Edek". Wiadomo, że uczestniczył w starciu z milicjantami, z których utworzono specjalny pluton udający partyzantów. Podszywając się pod oddział partyzancki sprawdzali, kto z ludności jest skłonny pomagać "wrogom władzy ludowej", a poza tym brutalnymi akcjami wobec cywilów mieli wywoływać niechęć ludzi do partyzantów. "Edek" brał udział w starciu z tą grupą i dowodził. W jednym z domów na Błatniej partyzanci wzięli do niewoli część milicyjnego oddziału i prowadzili do drugiego, zajętego przez milicjantów. Na wezwanie "Edka", by reszta się poddała, jeden z milicjantów strzelił do niego i wywiązała się strzelanina - tłumaczy Bogdan Ścibut, koordynator projektu projektu "Powinniśmy wracać po swoich", historyk.
Zginęło wtedy ośmiu milicjantów, a dwóch zostało rannych. Partyzanci, mniej liczni i znacznie słabiej przygotowani do walki, stracili tylko jednego żołnierza - "Edka".
Na rozkaz "Bartka" wrócili po kilku dniach i pochowali ciało "Edka" w lesie, w pobliżu potężnego buka, oznaczając miejsce wyciętym na pniu krzyżem i inicjałami.