- Chciałam, żeby to była książka o nadziei, o tym, że "świat nie jest taki zły" - mówi Małgorzata Kunicka, autorka książki o ludziach spotkanych na drodze pieszej pielgrzymki z Bielska do Santiago de Compostela.
- Ta książka nie jest sprawozdaniem, dziennikiem, ani chronologiczną relacją. To są krótkie opowiadania - nie tyle z nami w centrum, ile o ludziach, których spotkałyśmy, o miejscach, w które zawędrowałyśmy. To też książka o Bożej Opatrzności, która bardzo realnie dała się nam doświadczyć - mówi bielszczanka Małgorzata Kunicka, autorka książki „Jeden krok mi wystarczy -3000 km, 87 dni, 1 cel”.
Spotkania jednego wieczoru
Przed rokiem, 9 sierpnia, razem z przyjaciółką ze Skoczowa - Klaudią - wyruszyły z Czeskiego Cieszyna na pielgrzymią pieszą wędrówkę do grobu św. Jakuba w hiszpańskim Santiago de Compostela. Wędrowały przez Czechy, Słowację, Austrię, Włochy, Lazurowe Wybrzeże we Francji, Katalonię i przez centralną Hiszpanię. Wróciły - autostopem - 4 listopada.
- Chciałyśmy pielgrzymować, jak kiedyś, w zamierzchłych wiekach, oddając się Bożej Opatrzności - mówi Małgorzata. Uśmiecha się, że ich droga wiodła szlakiem wina, oliwy, perfum i świń. Szły przez Włochy znane z wyrobu win i oliwy, Francję słynącą z produkcji perfum i Katalonię, gdzie... hoduje się świnie.
Książka, to zbiór dwu-, trzystronicowych opowiadań o ludziach, którzy otwierali przed nimi swoje serca i... drzwi domów - żeby przyjąć je na nocleg, nakarmić, wskazać drogę. A one miały okazję, żeby wejść w ich życie.
- Książka powstała nie tylko z potrzeby serca - bo kiedy człowiek czegoś doświadczy, to chce się tym dzielić - mówi autorka, - ale przede wszystkim z wdzięczności wobec ludzi, którzy wiedzieli, że poszłyśmy i mobilizowali nas: "napiszcie coś", jak i wobec tych osób, które spotykałyśmy. To były spotkania niesamowite. Nazywam je "spotkaniami jednego wieczoru". Bo łączył nas z reguły jeden, krótki wieczór. Oni starali się nam wszystko przekazać, a my jak najwięcej siebie zostawić im. To była zazwyczaj bardzo intensywna wymiana. Przypuszczam, że oni opowiadali nam rzeczy, o których potem myśleli: "Ojej, co ja to naopowiadałam/-em". Ale takie spotkania powodują, że człowiek chce się zwierzać... Pomyślałam sobie, że jestem to winna tym ludziom. Może książka nigdy do nich nie dotrze, ale to były tak niesamowite osoby, że chciałabym je w ten sposób utrwalić. Chciałabym też, żeby inni mogli przeczytać i może odnaleźć siebie w takiej sytuacji: siedzisz w fotelu, w ciepłym domu, a tu nagle: "puk, puk" do drzwi. Otwierasz, a tam jakieś dwie osoby z plecakami, (czasem) ubrudzone z drogi, pytają o nocleg, proszą o pomoc, o szklankę wody. Co byś zrobił?