Tablica w cieszyńskim ratuszu upamiętnia 18 żołnierzy antykomunistycznego podziemia zamordowanych po procesach z 1946 r.
Inicjatorem upamiętnienia ludzi, którzy oddali życie upominając się o niepodległą Polskę wolną od komunizmu, jest cieszyńskie stowarzyszenie "Wszechnica". - Jestem bardzo zadowolony, że do tej chwili doszło. Staraliśmy się o takie upamiętnienie ofiar komunistycznych zbrodni sądowych od półtora roku, bo wszystkie formalne procedury wymagały czasu. Muszę podkreślić, że podczas starań napotykaliśmy na dużą przychylność dla tej inicjatywy. Mam nadzieję, że ta dzisiejsza uroczystość wraz z konferencją to pierwszy krok, który otworzy etap poważnych badań historyków nad tą dziedziną naszej przeszłości. Zdajemy sobie sprawę, że to bolesne momenty i nie każdy chce do tego wracać, ale stopniowo będziemy docierać do rodzin, aby nabrały przekonania, że nie muszą się wstydzić, bo nie są - jak im wmawiano przez wiele lat - dziećmi bandytów, ale bohaterów - mówi Ryszard Macura, prezes stowarzyszenia „Wszechnica”.
Józef Dziedzic z Bielska-Białej przyjechał na uroczystość do Cieszyna wraz z żoną Heleną. Wśród 18 zamordowanych, których nazwiska znalazły się na odsłoniętej tablicy, był jego ojciec. W chwili wydania wyroku śmierci na swego ojca miał 10 lat. - To dla nas ogromne przeżycie, bo przez długie dziesięciolecia przyzwyczailiśmy się, że jest to temat tabu i nie mówiło się niczego - oprócz wąskiego grona przyjaciół. Dla otoczenia byliśmy dziećmi bandytów, na każdym kroku spotykały nas szykany. Jestem wdzięczny za pamięć. Ona jest potrzebna, choć mamy przy tym świadomość, że ci, którzy podjęli tę nierówną i tak ryzykowną walkę, nie oczekiwali podziękowań czy pomników - uznawali to za swoją powinność, za obowiązek wobec ojczyzny. Jestem wzruszony, że z wnioskiem o ich upamiętnienie wyszło młode pokolenie, że ten patriotyzm nadal tkwi w Polakach - mówi syn konspiratora, zamordowanego za przynależność do Narodowej Organizacji Wojskowej, a wcześniej - żołnierza Armii Krajowej w Brennej.