Jest ich 30, z czego 25 bardzo aktywnie zaangażowana w dyżurowanie przy słuchawce Katolickiego Telefonu Zaufania. Dziś spotkali się przy opłatku w bielskim hostelu „Klimczokówka”.
Tylko wysłuchać...
- Ludzie dzwonią w bardzo różnych sprawach - z problemami rodzinnymi, małżeńskimi, dzwonią alkoholicy, ludzie uwikłani w narkotyki, hazard, sekty; dzwonią członkowie ich rodzin - mówi jedna z wolontariuszek. - Najtrudniejsze rozmowy, to te z młodymi ludźmi, którzy chcą targnąć się na swoje życie. Wielką nadzieją na ratunek dla nich jest sam fakt, że chcieli zadzwonić, że szukają pomocy... W takiej sytuacji najważniejsze jest, by jak najdłużej podtrzymywać rozmowę, by nie pozostawiać takiej osoby bez nadziei.
- Czasem jest tak, że podnoszę słuchawkę i przez godzinę tylko słucham, reagując krótkimi słowami „tak”, „rozumiem” - dodaje inna wolontariuszka. - A po tej godzinie ktoś mi bardzo dziękuje za pomoc. Ja nic nie powiedziałam - po prostu ten człowiek potrzebował, żeby go wysłuchać...
- Od pewnego czasu mamy bardzo wiele telefonów z zagranicy - z Anglii, Francji, Niemiec. Dzwonią młodzi ludzi, którzy mają tam świetną pracę, ale czują się bardzo osamotnieni. Kiedyś zadzwonił młody człowiek, który powiedział, że jest niewierzący, ale bardzo chciał z kimś porozmawiać... Mówił o samotności, o myślach samobójczych. Uświadomienie mu, że tu zostawił rodziców, dla których takie jego odejście byłoby ciosem, otworzyło mu oczy. Po godzinie rozmowy bardzo chętnie wziął namiary na polską parafię, która była gotowa mu pomóc...
- Po Nowym Roku mieliśmy wiele telefonów z życzeniami i podziękowaniami za to, co robimy - mówią wolontariusze. - Taki odzew dodaje skrzydeł, że warto. Bo czasem przez cały dyżur nikt nie zadzwoni, a innym razem przez pięć godzin trzeba aktywnie słuchać...