Marsz żywych

Znam jeden, który zaczął się w Birkenau.

Marsz Żywych: przyjechali, przeszli, odjechali. Mnie się przypomniała taka historia. Niesamowita.

Wziąłem raz grupę - cały autokar ludzi - z Bielska-Białej do Oświęcimia. Oglądaliśmy różne rzeczy po drodze. Przyjechaliśmy też do Brzezinki. Przeszliśmy przez bramę do Birkenau, wzdłuż rampy pod Pomnik Narodów. Po drodze pokazałem, gdzie stał ołtarz papieski w czerwcu 1979 roku, trochę poopowiadałem. Przy gruzowisku krematorium powiedziałem, że mają teraz kwadrans ciszy, żeby to wszystko jakoś ogarnąć, przeżyć, poukładać w sobie.

Stanąłem na ostatnim podkładzie kolejowym, w miejscu, gdzie kończy się tor rampy. Gapię się gdzieś w stronę bramy. Wspominam, jak dzieckiem będąc z tatusiem przychodziliśmy tutaj w Zaduszki znicz zapalić. Podchodzi do mnie pani w słusznym już wieku, z mojej grupy.
- Muszę coś powiedzieć.
Uśmiecham się zachęcająco.
- Ja się tutaj urodziłam.
- Znaczy się: w Oświęcimiu? Jak mi miło. Ja też.
- Nie. TUTAJ.
- W Brzezince? - nie mogłem zrozumieć.
- Nie. W obozie.
Zaniemówiłem.
- Jak...? W obozie...?
- Moich rodziców aresztowali. Hodowali krowę nielegalnie. I ktoś doniósł Niemcom. Ojca z mamą tu przywieźli z Zagórnika koło Andrychowa. A mama była w ciąży. Parę dni po zamknięciu w obozie ja się urodziłam. I wtedy Niemcy powiedzieli mamie, że jedna z nas może wrócić za druty, bo za tę krowę tylko dwie osoby muszą pozostać uwięzione. Miała wybrać: ona albo ja. Nie wahała się. Niemcy pozwolili napisać mamie list do swojej kuzynki, która po mnie przyjechała. Dwa tygodnie po urodzeniu zabrała mnie do swojego domu. Wychowała mnie. I żyję. Mama z tatą tu zginęli. Ja się tu urodziłam...

Minął kwadrans. Ludzie zaczęli się powoli schodzić. Ruszyliśmy w stronę bramy.

Są różne marsze życia. Jedne trwają kilka godzin, inne całe życie. Są takie, które w Birkenau się kończą. I takie, które się tutaj zaczynają. Każdy ma swoją historię.

O tegorocznym Marszu Żywych piszemy TUTAJ.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..