Unikał rozgłosu, podejmował posługę, nie oczekując, że ktoś będzie go doceniał albo jakoś szczególnie tytułował. Przez wszystkie lata kapłaństwa był dobrym uczniem w szkole Jezusa, który jest cichy i pokornego serca – mówił w Inwałdzie ks. Piotr Borgosz o śp. ks. Marianie Mozgowcu.
To był Wielki Czwartek 1994 lub 1995 roku. – Ówczesny wikariusz ks. Dariusz Kowala mówi mi, że ksiądz proboszcz, wraz z kilkoma innymi kapłanami, został mianowany kanonikiem i że to dobra okazja, żeby przy Mszy Wieczerzy Pańskiej ogłosić to ludziom. Przyszedłem wieczorem przed liturgią i zapytałem księdza Darka: „To kiedy to ogłaszamy?”. A on: „Nie będziemy ogłaszać, bo ksiądz proboszcz prosił, żeby tego nie robić”. Po Mszy, przy kolacji, ksiądz proboszcz spokojnie wyjaśnił: „Bo ja już mam jeden tytuł, który mi wystarcza. Ksiądz. Jestem księdzem”. Był człowiekiem, który, jak każdy z nas, musiał stawać w obliczu różnych spraw, problemów, nieraz trudnych i irytujących. Jednak nigdy nie działał pod wpływem emocji, zdenerwowania. Zawsze był bardzo powściągliwy – tak o ks. Marianie Mozgowcu, emerytowanym proboszczu w parafii Narodzenia NMP w Inwałdzie, który zmarł 6 grudnia 2024 r., mówił podczas jego pogrzebu ks. Piotr Borgosz, dziś proboszcz na bielskim os. Karpackim. W Inwałdzie ks. Mozgowiec posługiwał 26 lat – od 1992 r.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.