To w ich rękach peregrynujące po naszej diecezji relikwie błogosławionej rodziny Ulmów były najdłużej. Osobiście, razem z ks. Tomaszem Gorczyńskim, diecezjalnym duszpasterzem rodzin, Agnieszka i Wiesław Mosiowie zawieźli je do niemal wszystkich miejsc.
Mówią, że to, co widzieli, przywoływało na myśl adorację Jezusa w grobie w Wielki Piątek. - Niekończące się tłumy ludzi powoli podchodziły do relikwiarza, żeby się przed nim zatrzymać, dotknąć, w sercu powiedzieć to, co najważniejsze - mówią Agnieszka i Wiesław Mosiowie z diecezjalnego duszpasterstwa rodzin. - Mieliśmy ogromne pragnienie, żeby przekazywać relikwie z miejsca na miejsce, z rąk do rąk. We wszystkich miejscach widzieliśmy wiele wzruszenia, także łzy i wielką radość. Utkwiły nam w pamięci zwłaszcza spotkania w klauzurowych klasztorach sióstr w Oświęcimiu, Kętach i Starym Bielsku. Siostry w tym czasie szczególnie omdlały całą diecezję, wszystkie nasze rodziny. To było poruszające, że choć one nie mogły wyjść do miejsc peregrynacji w parafiach, my mogliśmy je zawieźć do ich klasztorów.
Peregrynujący relikwiarz bł. rodziny Ulmów.Małżonkowie wspominają też spotkanie z Ulmami w Domu Matki i Dziecka Caritas w Lipniku.
- Na nawiedzenie relikwii w ciągu dnia przychodzili też bardzo licznie okoliczni mieszkańcy każdego wieku, którzy niedługo przed ich przywiezieniem dowiadywali się, że będą one w tym miejscu. Zresztą podobnie było w kościołach sióstr - tam także przychodziły wszystkie pokolenia. W każdej parafii po nabożeństwach i Mszy św. czekaliśmy czasem do 21.00 albo dłużej, do ostatniej osoby - żeby każdy, kto chciał, mógł spotkać się z Samarytanami z Markowej. Wiele osób przychodziło w ostatniej chwili, po pracy. W jednej z miejscowości podeszła do nas pani, kiedy już schowaliśmy relikwiarz i zanieśliśmy go do samochodu. Prosiła, żeby jeszcze móc relikwie wziąć do rąk. Mocno je przytuliła, rozpłakała się. Takich spotkań było więcej - uśmiecha się Agnieszka. - W Andrychowie tłum wyszedł przed kościół, machał na pożegnanie, jak po rozstaniu z kimś bliskim. W Cieszynie wybiegł za nami ks. Tomasz Sroka, prosząc, by jeszcze pobłogosławić relikwiami budynek katolickiej szkoły. Materiały, które przywoziliśmy: obrazki, książki, modlitwy, rozchodziły się błyskawicznie, codziennie musieliśmy zamawiać kolejne.
- Pragnienie zaopiekowania się relikwiami Ulmów w naszej diecezji zrodziło się jeszcze przed naszym wyjazdem na beatyfikację do Markowej - dodaje Wiesław. - To zadanie bardzo zbliżyło nas jako małżonków, był to błogosławiony czas. Mamy bardzo wysłużony samochód i pomyśleliśmy, że tak trochę niegodne wozić świętych starym rzęchem. W tej samej chwili odezwali się do nas znajomi z Chorzowa, którzy na cały czas peregrynacji udostępnili nam swój samochód. Co więcej - idealnie, co do centymetra mieścił się w nim obraz Ulmów, towarzyszący relikwiarzowi.
Cząstki kości członków rodziny Ulmów w peregrynującym relikwiarzu.- Nie trzeba się długo zastanawiać co pociąga ludzi w przykładzie tej rodziny. Mogą być patronami wielu osób, wielu dzieł - obrońców życia, rodzin wielodzietnych, osób otwartych na życie, tych, którzy starają się o dziecko, którzy mają trudności wychowawcze, którzy utracili dziecko; małżonków doświadczających kryzysu, osób, które szukają umocnienia w wierze i jeszcze bardzo wielu spraw - mówią zgodnie Agnieszka i Wiesław. - Nam także stali się bardzo bliscy - chcemy nasiąknąć ich stylem życia, tym, że można osiągnąć świętość prostym, codziennym życiem. Świętość nie wymaga nie wiadomo jakich czynów. Ten krok, na który się zdecydowali - ukrywanie Żydów i jego konsekwencje: zamordowanie ich przez hitlerowców - wynikał wprost z ich potraktowania nauczania Jezusa na serio. Byli skromnymi, prostymi ludźmi, którzy żyli miłością, pasjami, wzajemnym szacunkiem; kochali dzieci i innych ludzi. To jest droga do świętości - spełniać swoje obowiązki jako żony/męża i rodzica.
O peregrynacji przeczytacie także TUTAJ.