Nowy numer 23/2023 Archiwum

Moc Wielkich Serc

Kiedy Swietłana Rempovych przed rokiem budziła się w Winnicy, spod której pochodzi, nie sądziła wcale, że może mieć tak dużą i wspaniałą rodzinę. I to niemal na całym świecie. Wcześniej przez kilkanaście lat praktycznie sama toczyła walkę o Lisę, ukochaną córeczkę, która urodziła się z zespołem Downa. W lutym zaatakowali Rosjanie…

Jak w rodzinie

– Byłam pod ogromnym wrażeniem gościnności i zrozumienia, jakie spotkałyśmy tutaj. W mieszkaniu było wszystko, czego mogłyśmy potrzebować, a dzięki pomocy innych rodziców stopniowo udało się rozwiązać wiele ważnych dla mojej córki spraw – podkreśla Swietłana. Liza bardzo szybko uzyskała tłumaczenie swojego orzeczenia o niepełnosprawności, a potem otrzymała orzeczenie wydane już przez polskie instytucje. Znalazła się pod opieką stowarzyszenia Wielkie Serce, a we wrześniu rozpoczęła naukę w czechowickim Zespole Szkół Specjalnych nr 4.

Uczy się w jednej szkole z Kostkiem i ma tu coraz więcej przyjaciół. W tym czasie Swietłana zdobyła uprawnienia opiekuna osoby starszej i po kursie rozpoczęła pracę z czechowickimi seniorami. Dobrą sławą cieszą się też jej wypieki, którymi podbija serca tutejszych przyjaciół.

– Jesteśmy ogromnie wdzięczne, że możemy tutaj być. Liza wszystko tu polubiła. Mówi o sobie, że jest Polką i nie chce już nigdzie jechać. Bardzo jej tu dobrze, lubi szkołę, nauczycieli, koleżanki i kolegów. Mamy prawdziwych przyjaciół i jestem całkiem spokojna – zapewnia Swietłana, choć wokół wcale nie brakuje trudnych spraw. Bo np. właściciele mieszkania myślą o jego sprzedaży, a praca była na krótko i nie wiadomo, kiedy znowu coś się znajdzie. Do codziennych kłopotów jest już przyzwyczajona, ale najważniejsze, że może poczuć się tu bezpiecznie. – Problemów nie brakuje, jednak tutaj nie boimy się o jutro, tak jak było w Ukrainie. Nie spodziewałam się, że w Polsce będzie nam tak dobrze, że tylu dobrych ludzi będzie nam pomagało, w tym także tacy, którzy sami mają problemy z niepełnosprawnym dzieckiem – uśmiecha się Swietłana.

– W taki sposób nie tylko nasze stowarzyszenie stało się organizacją międzynarodową, ale bardziej międzynarodowa stała się też nasza rodzina – śmieje się Małgorzata Martyniak. – Kiedy Swietłana wyjechała po mamę do Ukrainy, Liza mieszkała przez tydzień z nami. W grudniu oczywiste było, że wszystkie trzy spędzą u nas Wigilię – tłumaczy M. Martyniak.

Przy różnych okazjach Małgorzata przez lata dzieliła się świadectwami. Mówiła, jakim darem może być w rodzinie dziecko niepełnosprawne, bo choć wiele wymaga, to jeszcze więcej dobrego wnosi, uczy domowników miłości, otwiera oczy na wiele ważnych spraw. Dziś nie ma wątpliwości, że ich dzieci, które mają wielkie serca, pomogły im w pokonaniu tych szczególnych barier, przed którymi w czasie wojny stanęli ukraińscy rodzice dzieci niepełnosprawnych. To dzięki nim udało się odkryć, że bliskich i dobrych ludzi mają i w Czechowicach-Dziedzicach, i nawet gdzieś za oceanem…•

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy