Rośnie liczba uchodźców z Ukrainy, którzy znaleźli schronienie na Żywiecczyźnie i całym Podbeskidziu. Bardzo pilnie potrzebne jest wsparcie dla nich - zapasy z magazynów darów szybko znikają. Fundacja Pomocy Dzieciom w Żywcu prosi o wsparcie.
Doktor Renata Błecha, szefowa Fundacji Pomocy Dzieciom Żywcu i fundacyjnego Centrum Rehabilitacyjno-Edukacyjnego dla Dzieci, mówi zdecydowanie: - Kiedy usłyszałam o wojnie na Ukrainie, nawet się nie zastanawiałam. Nie znaliśmy dokładnie potrzeb, ale natychmiast podjęliśmy decyzję, że zrobimy, co możemy.
Od ośmiu lat pracownicy i wolontariusze fundacji jeździli z pomocą na Ukrainę, w ostatnich latach do Tarnopola. Ostatnie dwa lata pandemii przyhamowały wzajemne kontakty, ale teraz znów transporty ruszyły z ul. Witosa w Żywcu na wschód.
W siedzibie fundacji od razu rozpoczęła się zbiórka darów. Telefony dzwoniły bez przerwy. - W Polsce też znamy wielu Ukraińców. Iza, nasza córka, pracuje w firmie, w której połowa załogi to Ukraińcy. Raz w roku przyjeżdżają do naszego centrum w ramach dnia wolontariatu i przygotowują zajęcia dla dzieci - mówi R. Błecha. - Zaczęły do nas docierać prośby z różnych miejsc, na które staraliśmy się natychmiast reagować.
Doktor Renata Błecha, szefowa Fundacji Pomocy Dzieciom w Żywcu, z uchodźczyniami Viką i Kristiną z Ukrainy.W fundacji powstał sztab pomocy, pracownicy podzielili się zadaniami. - Przy czym nasze centrum normalnie działa. Naprawdę nam zależy, żeby nasze polskie dzieciaki miały zajęcia i terapie tak jak zawsze - tłumaczy lekarka.
Fundacja została zaproszona także do sztabu stworzonego przy żywieckim magistracie. - Ściśle współpracujemy z Żywieckim Centrum Wolontariatu i Żywiecką Fundacją Rozwoju. Oni tworzą bazy wolontariuszy i miejsc noclegowych - to duża pomoc, bo początkowo mieliśmy tyle ofert od osób, które chciały przyjąć osoby z Ukrainy, że zaczynało nas to przerastać. Dodatkowo po przyjęciu jednej grupy, rozdzwaniały się telefony, że siostry, koleżanki, znajome, które są w drodze z Ukrainy, też chcą zamieszkać niedaleko rodzin, które już były u nas - relacjonuje dr Błecha.
W pomoc - zwłaszcza w zakupie leków, ich segregowaniu i skrupulatnym opisywaniu w języku polskim i ukraińskim - włączyło się wielu lekarzy.
Z magazynu darów w Fundacji Pomocy Dzieciom w Żywcu korzystają uchodźcy wojenni z Ukrainy.W budynku obok centrum powstał magazyn darów. Dzięki kontaktom z Ukrainą wysyłana pomoc jest bardzo konkretna i uporządkowana.
- Nasze pierwsze transporty to leki, środki opatrunkowe, wyposażenie wojskowe dla walczących. Zawieźliśmy je na granicę, gdzie byliśmy umówieni z odbiorcami, oraz w okolice Lwowa, gdzie trafiły bezpośrednio w ręce potrzebujących - mówi lekarka.
Najpilniejsze potrzeby rosną i zmieniają się z każdym dniem.
- Do miast na Ukrainie, które nie są objęte walkami, przybywają tłumy uchodźców z okolic. Nasi znajomi, którzy mają tam hotel, mówią, że ludzie koczują w nim dosłownie w każdym kącie. Podobnie jest w sklepach, galeriach handlowych. Uciekali z reklamówką w ręku. Potrzebują wszystkiego.
Od lewej wolontariusze z Żywca: Adriana Wojtyła, Arek Romanowski, dr Renata Błecha i Iza Błecha.W fundacji więc niezmiennie trwa zbiórka darów dla szpitala i ludności w Tarnopolu. Potrzebne są leki przeciwbólowe, antybiotyki, opatrunki, sól fizjologiczna, płyny wieloelektrolitowe, strzykawki, igły, wenflony, bandaże, gips chirurgiczny, apteczki, a także żywność, kołdry, poduszki, koce.
Rodzą się kolejne wyzwania. Wsparcia potrzebują także uchodźcy - głównie kobiety z dziećmi - którzy już przebywają w domach i różnych ośrodkach na Żywiecczyźnie.
Gdy tylko darczyńcy przywożą swoje dary, niemal natychmiast magazyn, który w pierwszych dniach wojny na Ukrainie był wypełniony darami po sufit, topnieje w oczach.
Potrzebna jest żywność: m.in. kasza - szczególnie gryczana - konserwy, mąka, cukier, ryż, mleko, olej, ser żółty, jogurty, słodycze, płatki do mleka, owoce, warzywa, wędliny, a także kołdry poduszki, koce, ręczniki, wyprawki dla niemowląt, bielizna, majtki, rajstopy, skarpetki, dla dzieci i kobiet (nowe) oraz garnki, talerze, kubki, sztućce.
Wszystkie dary można przywozić do siedziby fundacji codziennie od 7.00 do 17.00. Magazyn jest otwarty także w soboty i niedziele.
Koordynatorzy pracy centrum i pracownicy fundacji, a wśród nich m.in. Adriana Wojtyła, Arkadiusz Romanowski i Piotr Kufel, od pierwszych dni wojny na Ukrainie dzielą swój czas między obowiązki zawodowe i wolontariat. Zostają po godzinach, wieczorami ustalają, kto ma nocny dyżur kierowcy.
W magazynie zaczyna nam brakować darów, choć większość osób, które tu przychodzą, to bardzo skromne kobiety, które mówią, że nic im nie potrzeba, że przecież niedługo wrócą do siebie.
- Dla osób, które z nami jako pierwszymi mają kontakt tu, w Polsce, jesteśmy jak najbliżsi opiekunowie. Do nas zwracają się ze swoimi kłopotami, potrzebami - choć może np. w Bielsku łatwiej byłoby im otrzymać pomoc - zauważa Renata Błecha. - Stąd i nasza prośba do wszystkich, by wspierać darami czy wpłatami na konto także mniejsze organizacje, zaangażowane w pomoc uchodźcom. Poruszenie serc w pierwszych dniach było ogromne. Teraz obawiamy się, jak będzie dalej…
O wszystkich najpilniejszych potrzebach fundacja informuje na swoim profilu FB - TUTAJ. Tam też znajdziecie numer konta, na które można wpłacać swoje datki na pomoc dla uchodźców z Ukrainy.
Więcej o pomocy żywieckiej fundacji, a także wypowiedzi korzystających z jej pomocy Ukrainek, które znalazły schronienie na Żywiecczyźnie i w Bielsku-Białej, przeczytacie w papierowym "Gościu Bielsko-Żywieckim" nr 11.