- Mam kilku znajomych żołnierzy, którzy walczą teraz w centralnej i północnej części Ukrainy. Kiedy rozmawiałem z nimi, chyba było słychać w moim głosie zmęczenie, zniechęcenie. I jeden z nich mówi: "Ojcze, ale przecież z nami Bóg!". Zamurowało mnie: "To ja miałem ci to powiedzieć, a nie ty mnie!" - mówi ks. Dmytro.
Na co dzień ks. Dmytro Fedlyuk, rodem z okolic Kamieńca Podolskiego na Ukrainie, jest wikarym w greckokatolickiej parafii Podwyższenia Krzyża Świętego w Krakowie. Tamtejsi duszpasterze opiekują się także grekokatolikami mieszkającymi w Bielsku-Białej i na całym Podbeskidziu.
W listopadzie 2018 r., dzięki porozumieniu diecezji bielsko-żywieckiej z greckokatolicką archidiecezją warszawsko-przemyską, zawartemu z myślą o licznej grupie wiernych pochodzenia ukraińskiego, którzy związali swoje życie z naszym regionem bądź przyjechali tu do pracy, to właśnie kościół i kaplica rzymskokatolickiej parafii Chrystusa Króla na bielskich Leszczynach stały się miejscem ich wspólnotowej modlitwy.
W kilka dni po agresji Rosji na Ukrainę, 28 lutego, ks. Dmytro i kleryk Taras przyjechali na Leszczyny i w dolnej kaplicy kościoła ks. Dmytro sprawował Boską Liturgię, Mszę św. w obrządku wschodnim, w intencji pokoju na Ukrainie.
- Mam kilku znajomych żołnierzy, którzy walczą w centralnej i północnej części Ukrainy. Kiedy rozmawiałem z nimi, słyszeli w moim głosie zmęczenie, zniechęcenie. Jeden mówi: "Ojcze, ale przecież z nami Bóg!”. Zamurowało mnie: "To ja miałem ci to powiedzieć, a nie ty mnie!" - opowiada. - Bardzo odczuwają naszą modlitwę. Mówią, że jak czują się zmęczeni - bo ich sen to krótkie drzemki - to jakby się im skrzydła otwierały; że skądś im się biorą nowe siły. Słyszałem od nich: "Nie ma niewierzącego na wojnie" - zauważa ks. Dmytro i dodaje: - Jesteśmy mocni... Nigdy nie przypuszczałem, że może być tak, jak jest....
Ks. Dmytro Fedlyuk w Bielsku-Białej Leszczynach sprawował greckokatolicką liturgę w intencji pokoju na Ukrainie.Na liturgii czytaliśmy fragment z Listu św. Jana: "Kto czyni dobro, ten jest z Boga, a kto czyni zło, ten Boga nie widział". Wierzę, że oni zwyciężą, bo wierzą, że z nimi jest Pan Bóg. Stoją w obliczu śmierci, widzą ją i chcą walczyć, bo wierzą, że walczą za prawdę. Każdy się boi, każdy chce żyć w pokoju. Oni tam nie walczą o terytoria, za idee jednego człowieka. Walczą o pokój dla swojego kraju, dla swojego domu.
Ksiądz podkreśla: - Dla mnie życie człowieka i po jednej, i po drugiej stronie walczących jest bardzo ważne. Nie można gardzić życiem kogokolwiek, jakiejkolwiek narodowości. Tym bardziej poruszają mnie obrazy rosyjskich jeńców, 18-letnie dzieciaki, które myślały, że wysyłają ich na ćwiczenia. Starsi na pewno wiedzą, po co tu przyjechali. Ukraińscy żołnierze dają tym młodym możliwość, żeby zatelefonowali do rodziców. Serce boli, jak słucham, co mówią; że nie wiedzieli tak naprawdę, gdzie są wysyłani. Weszli na terytorium niepodległego od 31 lat państwa. Smutne jest też to, że łamią wszelkie nawet prawa zachowania się na wojnie. Nie zabierają ciał swoich żołnierzy. Bo oficjalnie w ich narracji nie ma zabitych po stronie rosyjskiej. Do granicy podwozi je Ukraiński Czerwony Krzyż. Zablokowano infolinię, przez którą bliscy Rosjan mogli się dowiadywać, czy wśród poległych nie ma ich synów lub mężów. Gdzie tu człowieczeństwo…?
Jak mówi ks. Dmytro, świadectwo żołnierzy i jemu dało nową motywację do działania. - W Krakowie przy naszej cerkwi lawina pomocy ruszyła od razu. Jest mnóstwo darów, które wysyłamy na Wschód różnymi środkami transportu. Po polskiej stronie granicy pomocy jest bardzo dużo, ale tuż za nią kobiety czekające w kolejce potrzebują jedzenia dla dzieci, środków higienicznych. Dlatego jeśli tylko ktokolwiek jedzie na stronę ukraińską, dajemy mu torby z pomocą, żeby ją tam rozdał. Wśród wyjeżdżających są mężczyźni, ale także bardzo odważne kobiety - lekarki, wojskowe. Przywożą tu dzieci z dziadkami, zostawiają pod ich opieką i wracają, by się tam przydać.
Na Ukrainie zostali rodzice księdza, jego dwie siostry, ośmio- i jedenastoletnia, oraz babcia. Tato zgłosił się do oddziałów obrony terytorialnej. - Dotąd było tam spokojnie. Modlę się za nich. Nie tak powinno wyglądać dzieciństwo moich sióstr - nocą w piwnicy, w strachu. Tylko babcia się nie boi - mówi ks. Dmytro.
Ciąg dalszy na następnej stronie.