„Warto żyć ekstremalnie” – to było jego życiowe motto, w najlepszym tego słowa znaczeniu. Szukał sposobów, by być bliżej nieba – czy to w szybowcu, czy też na górskich szczytach. I tam też spotkał się z Jezusem twarzą w twarz…
Niedziela 25 lipca. Godzina 10.29. Kronika TOPR notuje: „Kontuzja nogi u turystki schodzącej z Kościelca. W pobliżu turystki desantowali się ratownicy.
Po desancie śmigłowiec poleciał do Doliny Pańszczycy, by sprawdzić informację od turystów, że w żlebie spadającym z Przełęczy Nowickiego widzieli jakiś czerwony przedmiot – odzież lub plecak. Tam desantował się jeden z ratowników i poinformował, że w żlebie znajdują się zwłoki mężczyzny, który najprawdopodobniej spadł z rejonu przełęczy (…). Po przekazaniu turystki załodze karetki śmigłowiec poleciał pod Przełęcz Nowickiego, gdzie desantowali się kolejni ratownicy, a śmigłowiec powrócił do bazy. Gdy uzyskano stosowne zgody na transport zwłok, śmigłowiec poleciał do Doliny Pańszczycy, skąd przetransportowano zwłoki do Zakopanego. Okazało się, że śmierć w wyniku upadku z wysokości poniósł 22-letni mieszkaniec Skoczowa”.
Brakuje nam słów
Jeszcze w sobotę 24 lipca wieczorem Paweł był ze swoim bratem Krzysiem na Eucharystii w Piotrze i Pawle w Skoczowie – tam, gdzie od 15 lat służył przy ołtarzu. Wiedzieli, że na drugi dzień będzie o to trudno, bo będą w Tatrach. Kiedy wrócili z kościoła, przyszedł do mamy, żeby spytać, czy nie trzeba czegoś przygotować do niedzielnego obiadu. Bo jeśli trzeba, to zrobią to dzisiaj.
– Podczas tej wieczornej Mszy Świętej Paweł przyjął Komunię Świętą. Przyjął Chrystusa, którego kilkanaście godzin później spotkał twarzą w twarz – mówił ks. Tomasz Gwoździewicz 29 lipca w czasie Mszy św. pogrzebowej 22-letniego Pawła – najstarszego z sześciorga dzieci Basi i Irka Mendrochów.
„Najdroższy Syneczku, chcielibyśmy Cię godnie pożegnać, ale brakuje nam słów… »Warto żyć ekstremalnie« – to było Twoje życiowe motto. Loty szybowcem nad Jeziorem Międzybrodzkim, wschody słońca na Babiej Górze albo na Malinowskiej Skale, skałki na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, zimowe zdobywanie Kasprowego i beskidzkich szczytów; Ekstremalna Droga Krzyżowa przed Wielkanocą; piesza wyprawa z domu nad morze, samotne przemierzanie Bieszczad, codzienna przejażdżka na rowerze.
A z drugiej strony – 15 lat służby przy ołtarzu, posługa lektora, pomoc przy budowaniu stajenki, Bożego grobu, przy organizacji uroczystości sarkandrowskich.
Z zamiłowania byłeś fotografem i kucharzem. Nikt nie wypiekał takich ciast jak Ty.
Zawsze chętny do pomocy w kuchni, garażu, ogrodzie. Wszystko naprawiłeś, zrobiłeś generalny remont domu, położyłeś internet u sąsiadów, zbudowałeś interkom w samolocie. Złota rączka.
Zafascynowany lotami w kosmos, Formułą 1 i muzyką Hansa Zimmera.
Zawsze patrzyłeś w niebo – czy to z szybowca, czy to ze szczytu górskiego. A teraz jesteś u celu (…).
Dziękujemy Ci, Pawełku, za Twoją miłość synowską, braterską, za każdy uśmiech, przytulenie, wspólne rozmowy i słuchanie muzyki. Za opiekę nad młodszym rodzeństwem i bycie ojcem chrzestnym dla Frania. Za to, że nigdy nie odmówiłeś pomocy i zawsze mogliśmy na Ciebie liczyć”.
Ten list rodziców do Pawła w czasie uroczystości pogrzebowej odczytał ks. Juliusz Kropacz – jeden z licznie zgromadzonych przy ołtarzu księży. Bo tego dnia chciało pożegnać Pawła i być z jego najbliższymi bardzo wiele osób, które od ponad 20 lat patrzą na życie tej rodziny i nie mogą się nadziwić, że w dzisiejszych czasach tak się da…
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się