- A teraz pozostaje mi powiedzieć: KOCHAM CIĘ, mój przystojniaku, i dziękuję Ci całym sercem za wszystko - czekaj tam na nas, opiekuj się nami i nigdy nas nie zostawiaj - mówiła Ania Wawrzyniak wczoraj, 23 lutego, w kościele NSPJ w Kętach podczas pogrzebu swojego męża - 34-letniego Wojtka, który zmarł 15 lutego w tragicznym wypadku narciarskim na zboczu Pilska.
Byli bardzo młodym małżeństwem. Niespełna rok temu, 17 marca, doczekali się córeczki Zuzi. Wielu z uśmiechem zazdrościło im tej miłości, jaka ich łączyła niezmiennie każdego dnia. Dla nich była taka normalna, oczywista, bo... prawdziwa. Jedną z pasji Wojtka było narciarstwo - nie tylko sam jeździł, ale i sprawdzał się jako instruktor. Przyjaciele mówili o nim: "Dusza towarzystwa. Wspaniały, pełen energii, zawsze pozytywnie nastawiony do życia, z sercem na dłoni młody człowiek"...
W poniedziałkowym raporcie 15 lutego goprowcy z Hali Miziowej relacjonowali: "O godz. 11.00 ratownicy otrzymali zgłoszenie z CSR o zderzeniu narciarza z drzewem przy trasie nr 6 poniżej Polany Kornienieckiej. Kilka minut później byli na miejscu i natychmiast przystąpili do RKO przy użyciu defibrylatora AED". Komunikat informuje szczegółowo o przebiegu akcji ratunkowej. Niestety, pomimo wysiłku wielu osób, życia mężczyzny nie udało się uratować. Mężczyzną tym był 34-letni Wojtek Wawrzyniak.
Ślub Ani i Wojtka w kęckim kościele NSPJ.Wczoraj, we wtorek 23 lutego, najbliżsi, przyjaciele, znajomi żegnali go podczas Mszy św. pogrzebowej w kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa. Liturgii przewodniczył ks. proboszcz Jerzy Musiałek, a przy ołtarzu stanęli także krewny rodziny ks. Janusz Rączka oraz przyjaciele małżonków - ks. Piotr Góra i ks. Marcin Gałysa.
- Na rozpoczęcie Mszy św. chór śpiewał "Jezu, ufam Tobie"... Wobec takiej śmierci stajemy z bólem, ale i ufnością w Boże miłosierdzie. Stajemy z modlitwą i milczeniem, patrząc na ból i milczenie Matki Najświętszej pod krzyżem Jezusa - mówił ks. Musiałek. - U Pana Boga nie liczą się lata, ale dojrzałość duchowa. Stajemy z wiarą i ufnością, że Wojciech dojrzał już do nieba... O jego dojrzałości jako męża i ojca powiedziała nam wszystkim na Mszy św. jego żona. To wielkie świadectwo jej wiary i dojrzałej miłości...
Za zgodą Anny jej świadectwo zamieszczamy poniżej w całości. Jej słowa ogromnie poruszyły wszystkich uczestników pogrzebu. Szczególnie dla narzeczonych i małżonków - niezależnie od stażu - stały się potężnym wyznaniem dojrzałej miłości.
Mężu
To nie będzie pożegnanie, bo nigdy się z Tobą nie pożegnam.
Chcę Wam wszystkim opowiedzieć, jaki byłeś w swoich dwóch życiowych wyjątkowych rolach: męża i ojca.
I może to, co usłyszycie, część z Was dobrze zna, bo może mówił Wam to Wojtuś, a może po części mówiłam Wam ja. Każda znajdująca się tu osoba zna Cię krócej lub dłużej, każda zna Cię tak, jak nikt inny.
Jednak to nas Pan Bóg połączył w ten niepowtarzalny sposób - w końcu nie bez przyczyny mówiliśmy te same rzeczy w tym samym czasie - co nas samych często dziwiło, jak to jest możliwe.
Wiem dokładnie, jakim tonem i co byś powiedział, co pomyślał w danej chwili. Wiem to, bo odczuwaliśmy świat bardzo podobnie.
Nasza miłosna historia trwa, od kiedy zdaliśmy maturę i jako osiemnastolatkowie zakochaliśmy się w sobie. Było wybuchowo, młodzieńczo i do zwariowania przez 1,5 roku. Potem rozstaliśmy się na 5 lat, żeby w tym czasie zdążyć się ze sobą zaprzyjaźnić i zbudować fundament dojrzałej miłości. To nie było chwilowe zakochanie czy zauroczenie. To była - to jest - miłość, która trwa nieprzerwanie od 8 lat i której owoc trzymam właśnie w ramionach, pisząc te słowa.
Ania i Wojtek Wawrzyniakowie z córeczką Zuzią. Wojtek zginął 15 lutego w wypadku narciarskim na Pilsku.Byliśmy dla siebie stworzeni. Będąc na naszym ślubie, mogliście poczuć to, co było dla nas ważne i jakie mieliśmy wartości. Szanowaliśmy się wzajemnie i wiedzieliśmy, że nasze Dzieciątko będzie wzrastać w rodzinie, która bardzo o to dba. Jako chłopak, potem narzeczony, aż w końcu tak krótko mąż, byłeś kimś, z kim chciałam się zestarzeć, bo wiedziałam, że ta starość będzie bardzo wesoła. Twoje poczucie humoru było nie do podrobienia. Kochali to wszyscy. Byłeś mężczyzną takim dokładnie, jakiego potrzebowałam, jakich na świecie już nie ma. Nie zmieniłabym w Tobie nic - zresztą dobrze o tym wszystkim wiesz. Znałeś swoją wartość i myślę, że wiedząc jak bardzo Cię kocham, dodawało Ci to tej pewności. Nigdy nie wstydziłeś się mnie przytulać, trzymać za rękę czy mówić pieszczotliwie. Bardzo to lubiliśmy - to było takie nasze. Widzieliście to zapewne niejeden raz.
Mieliśmy te same marzenia, takie same plany na najbliższe lata, bo myśleliśmy i odczuwaliśmy świat bardzo podobnie. Wystarczyło czasem jedno spojrzenie - a wiedzieliśmy wszystko.
Ciąg dalszy na następnej stronie.