"Byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić" - te słowa z Ewangelii św. Mateusza usłyszeli 1 grudnia uczestnicy Mszy św. pogrzebowej śp. Jana Bierówki - bo to one wypełniały jego życie jako męża, taty, dziadka, pracownika i pracodawcy, także jako prezesa bielskiego "Befaszczotu".
Jan Bierówka, 67-letni prezes "Befaszczotu", ale przede wszystkim człowiek ogromnej wrażliwości na innych - zwłaszcza słabszych, potrzebujących, niepełnosprawnych - od 6 listopada walczył z koronawirusem. Mimo determinacji personelu medycznego ze Szpitala Kolejowego w Wilkowicach, a następnie OIOM-u w bielskim Szpitalu Wojewódzkim, zmarł w piątek 27 listopada.
Jego najbliżsi - żona, syn z żoną i córeczką, rodzeństwo z rodzinami, liczni duszpasterze z biskupem Piotrem Gregerem na czele, a także wszyscy, którzy chcieli towarzyszyć mu w ostatniej drodze, uczestniczyli we Mszy św., sprawowanej 1 grudnia w kościele św. Jana Chrzciciela w Bielsku-Białej Komorowicach. W tym samym czasie Mszę św. w intencji zmarłego sprawował w bielskiej kaplicy Domu Księży Seniorów ks. prałat Jan Sopicki, który od lat był mentorem, jak i przewodnikiem duchowym śp. Jana.
Rozpoczynając Mszę św., biskup Piotr Greger, który przewodniczył uroczystościom pogrzebowym, zwrócił uwagę, iż Jan, żyjąc przez 67 lat w Kościele i służąc mu, odczytał Ewangelię w duchu chrześcijańskiego miłosierdzia.
Krewni, przyjaciele i ci, którzy doświadczyli dobroci Jana Bierówki, odprowadzili go na komorowicki cmentarz.
- Dla niego ona była życiem i wyrażała się poprzez to, że miał wrażliwe serce - serce otwarte dla drugiego człowieka. Doskonale rozumiał i wypełniał słowa zapisane przez św. Pawła w Liście do Filipian: "Niech każdy ma na oku nie tylko swoje własne sprawy, ale też i drugich!". Dziękujemy Panu Bogu za to, co uczynił dla nas śp. Jan jako mąż, ojciec, jako kolega, pracownik, długoletni prezes bielskiej fabryki szczotek, który zawsze z szacunkiem traktował swoich pracowników i był dla nich jak sami mawiają - jak ojciec.
Biskup przypomniał zaangażowanie Jana Bierówki w życie miasta i Kościoła - m.in. wspierał diecezjalną Caritas, był hojnym darczyńcą Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta, fundatorem relikwiarzy św. Ojca Pio, jak i dobrodziejem wielu dzieł podejmowanych w komorowickiej parafii.
O tym, jak wielu ludzi miało okazję doświadczyć jego szlachetności mówił w kazaniu ks. Józef Walusiak - dziś proboszcz parafii w Janowicach, współinicjator Katolickiego Ośrodka Wychowania i Terapii Młodzieży "Nadzieja", który przyjaźnił się ze śp. Janem od prawie 50 lat.
Przypominając adwentowe wezwanie do gotowości na ponowne przyjście Pana Jezusa, ks. Walusiak odniósł je do życia zmarłego: - Ile razy śpiewał i modlił się Marana Tha - Przyjdź, Jezu Panie… Może też w sercu pytał: czy ja jestem gotowy, aby stanąć przed Bogiem? Czy był gotowy, czy nie był gotowy? - pytał kaznodzieja, zapraszając do wysłuchania wspomnienia o zmarłym.
Ks. Józef Walusiak znał śp. Jana Bierówkę od kilkudziesięciu lat.
Urodził się w roku 1953 w Rabce. Mieszkał w domu rodzinnym do ukończenia liceum w Mszanie. Wychowywał się w rodzinie religijnej, bardzo wierzącej, z głębokimi tradycjami religijnymi i narodowymi. Studiował teologię w Krakowie. - Trzy lata studiowaliśmy razem. Bardzo cenił sobie wykłady ks. prof. Karola Wojtyły i ks. prof. Józefa Tischnera. Potem wiele razy podkreślał, że te studia pod Wawelem w Krakowie bardzo umocniły jego wiarę i otworzyły na prawdziwe wartości życia - zauważył ks. Walusiak.
W 1976 przyjechał do Bielska-Białej i zatrudnił się w fabryce szczotek "Befaszczot" - dokładnie w 100. rocznicę jej powstania. Trzy lata później zawarł sakrament małżeństwa z panią Józefą.
Kiedy powstała Solidarność, został jej przewodniczącym w zakładzie i aktywnie działał w Regionie Podbeskidzia.
- Dwa razy miał być zatrzymany i internowany. Zawsze ktoś go obronił - wspominał ks. Walusiak. - W tym bardzo trudnym czasie aresztowań, zatrzymań, prześladowań, Jan osobiście angażował się w pomoc rodzinom osób internowanych. Sam rozwoził dla nich paczki, nieraz pod osłoną nocy. Organizował zbiorki pieniężne dla rodzin, które nagle zostały bez ojca, bez męża. W tym czasie zawsze brał udział we Mszach św. za ojczyznę w kościele Opatrzności Bożej w Białej. Wtedy zaprzyjaźnił się z ks. prałatem Józefem Sanakiem.
Ks. proboszcz Tadeusz Nowok przez kilkanaście minut odczytywał ofiarodawców Mszy św. za śp. Jana Bierówkę.
Jan Bierówka pełnił różne funkcje w zakładzie "Befaszczot", ale zawsze największą wartością był dla niego drugi człowiek - zwłaszcza chory, niepełnosprawny, wykluczony przez społeczeństwo.
W latach 80. założył przy zakładzie szkołę przysposobienia zawodowego dla młodzieży niepełnosprawnej. - Jego celem było doprowadzić młodzież z tej szkoły do renty, do emerytury, żeby potem nie zostali sami - chciał im zapewnić godne życie. Sądzę, że wiele osób z tego grona tutaj dzisiaj jest - zauważył ks. Józef.
Dbał o pracowników firmy, organizował im turnusy rehabilitacyjne i wyjazdy - m.in. do Rzymu, Medjugorja, San Giovanni Rotondo, Asyżu i na spotkania z papieżem Janem Pawłem II.
Był wielkim czcicielem św. Ojca Pio. Postarał się o jego relikwie dla kościołów w Białej, Komorowicach, Osieku i rodzinnej Mszanie Dolnej.
- Jego ręce były zawsze otwarte wobec każdej ludzkiej biedy, wobec ludzi skrzywdzonych - podkreślił ks. Walusiak. - Od ponad 20 lat był darczyńcą Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta w Bielsku-Białej. Co roku, podczas wigilii dla bezdomnych w "Apenie" fundował paczki, w tym zawsze chleb - chleb dla każdego. Bo jak powtarzał św. Brat Albert, a za nim Janek: "Trzeba być jak chleb, który dla wszystkich leży na stole, z którego każdy może kęs dla siebie ukroić i nakarmić się, jeśli jest głodny". Angażował się w liczne akcje charytatywne. Nie było organizacji charytatywnej w Bielsku-Białej, która by go nie znała.
Ks. Walusiak mówił także o wsparciu, jakiego Jan Bierówka udzielał młodzieży z "Nadziei" - dom jego rodziny znajduje się niemal po sąsiedzku,
Bp Piotr Greger przewodniczył uroczystościom pogrzebowym Jana Bierówki.
- Jest jeszcze coś, o czym mało kto wie - dodał ks. Józef. - Był to człowiek modlitwy. W każdej wolnej chwili - czy w domu, czy jadąc samochodem, odmawiał Koronkę do Bożego Miłosierdzia i Różaniec. Oprócz niedziel i świąt również w tygodniu uczestniczył z żoną we Mszy św. W zakładzie "Befaszczot" stoi figura św. Ojca Pio przez niego przywieziona z San Giovanni Rotondo. Nigdy nie przeszedł obok niej, aby się nie zatrzymać i nie odmówić krótkiej modlitwy.
Jak wspominał przyjaciel zmarłego, Jan był też człowiekiem bardzo rodzinnym. Najlepiej czuł się, kiedy wszyscy spotykali się wokół stołu. Zawsze go można było zastać wieczorami w domu.
- Ta nagła śmierć na pewno zaskoczyła wszystkich. Ale z drugiej strony śp. Jan swoim życiem pokazuje nam wszystkim tu obecnym, że trzeba kontynuować dobre dzieła i żyć Bożymi błogosławieństwami, które on praktykował niemal codziennie - podkreślił ks. Józef.
Na zakończenie Mszy św. w imieniu rodziny wszystkim zgromadzonym: duszpasterzom, uczestnikom liturgii, a także personelowi medycznemu, który walczył o jego życie, dziękował proboszcz komorowickiej parafii ks. Tadeusz Nowok. Następnie odczytując przez kilkanaście minut ofiarowane za śp. Jana Bierówkę intencje Mszy św., dodał, że odkąd posługuje w Komorowcach, czyli od 29 lat, nigdy nie ofiarowano tyle Mszy św. w intencji jednego zmarłego...
Podczas uroczystości za szczególną pomoc dla podopiecznych bielskiego Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta, jak i zaangażowanie w życie miasta, dziękował zmarłemu także Piotr Ryszka - prezes bielskiego koła Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta, a zarazem wiceprzewodniczący bielskiej Rady Miejskiej.
Po Mszy św. jej uczestnicy odprowadzili trumnę na komorowicki cmentarz parafialny.
O zmarłym pisaliśmy także w tekście Odszedł Jan Bierówka szlachetny człowiek, jeden z bielskich Trzech Króli.