Uroczyście świętowano jubileusz 5-lecia Muzeum Motóra, które działa w siedzibie korbielowskich strażaków, ale pod dyrekcją miejscowego proboszcza i przeora klasztoru dominikanów: o. Krzysztofa Ruszela. Muzeum to niezwykły pomysł i wyjątkowa przygoda nie tylko dla zwiedzających.
Na kościelnym parkingu u dominikanów w Korbielowie od rana zbierali się miłośnicy motocyklowych wypraw, a także sympatycy motoryzacyjnych zabytków. Bo połączyła ich tego dnia wspólna pasja i wdzięczność za wydarzenia i przeżycia ostatnich pięciu lat. Chcieli uczcić pięć lat istnienia korbielowskiego i zarazem jedynego w swoim rodzaju muzeum: Muzeum Motóra.
- Na pomysł, by je założyć, wpadliśmy podczas wspólnej motocyklowej przejażdżki pięć lat temu. A pomógł nam w tym deszcz..., przed którym schroniliśmy się na starym przejściu granicznym. Wtedy postanowiliśmy pokazać nasze stare maszyny innym - wspominają z uśmiechem prezes OSP Korbielów Zenon Lindner i o. Ruszel. Od nich się zaczęło...
Jubileuszowa motorowa przejażdżka z Korbielowa do Jeleśni.Powodów jego wyjątkowości można wymienić wiele. Najpierw zwraca uwagę nietypowa nazwa. - Nie ma tym nic szczególnego: po prostu wystarczy się przysłuchać, jak mówi się w okolicy. Nikt nie powie: mam motocykl, tylko: mam motór. Więc kiedy postanowiliśmy zaprezentować te nasze ulubione maszyny, nie było wątpliwości, że to powinno być Muzeum Motóra - przekonuje o. Krzysztof Ruszel, proboszcz i przeor, a zarazem... dyrektor Muzeum.
Strażacki żuk to jeden z eksponatów Muzeum Motóra.Tym, co zaskakuje zwiedzających jeszcze bardziej niż nazwa, są zbiory, które wcale do motocykli się nie ograniczają. Na półkach regałów tłoczą się dziś już zabytkowe sprzęty: gramofony, rzutniki, radia, żelazka z duszą, zegary, telefony z okrągłą tarczą, maszyny do pisania, a obok poczciwe pralki "Frania" i przedmioty, które nie bardzo wiadomo, do czego służyły. Są nawet kamienne żarna!
- Jedyne, czego nam tu brakuje, to miejsce, bo eksponatów mamy znacznie więcej, niż może się zmieścić w tej sali - mówi Marek Widuch, oprowadzając gości muzealnej wystawy. Jest jednym z opiekunów ekspozycji i tak jak wszyscy związani z tą inicjatywą, działa całkowicie bezinteresownie. Wprawdzie przy wyjściu można złożyć dobrowolny datek, ale to na utrzymanie zbiorów. Nie jest tajemnicą, że spora część tej ekspozycji została przekazana przez o. Krzysztofa Ruszela. Do niego należą pierwsze z prezentowanych tu motocykli i "zabytkowych" pamiątek codziennego użytku.
Na pasjonatów czekał jubileuszowy tort, ozdobiony obowiązkowo motocyklem.- Kiedy muzeum ruszyło, okazało się, że ludzie zaczęli przynosić kolejne eksponaty i tak obok motoryzacyjnych skarbów powstała całkiem bogata kolekcja zabytków czasu PRL-u - przyznaje o. Ruszel. A kolekcję oprócz niego zapoczątkowali pasjonaci z Korbielowa: prezes OSP Zenon Lindner, Tadeusz Smagoń, Krystyna Jędrzejas, przy wsparciu Magdaleny Jędrzejas, Dominika Kłusaka oraz Michała Drąga.
- Po pięciu latach czuję oczywiście wielką radość, że udało nam się coś zrobić "z niczego". Wiele razy powtarzałem ludziom, że tyle możemy mieć atrakcji, ile sami zrobimy. Zaczęło się praktycznie od wystawy śmieci garażowych, a stworzyliśmy coś, co ma już swoją historię, markę. Przyjeżdżają tu ludzie nieraz z daleka. Dziś, na jubileusz, przyjechały samochody nawet spod Wadowic. Możemy więc, korzystając z ostatniej okazji i w miarę przychylnej pogody, jeszcze raz wyprowadzić nasze zabytki na powietrze, przejechać się i trochę pobyć razem. Przejedziemy się, porozmawiamy, zjemy urodzinowy tort i powspominamy początki - tłumaczy o. Krzysztof Ruszel.
O. Krzysztof Ruszel podczas próbnej jazdy po kościelnym parkingu...Sam jest pasjonatem motoryzacyjnych zabytków, które restauruje własnymi rękami. Gdy w lipcu we wspomnienie św. Krzysztofa błogosławił podczas specjalnej uroczystości pojazdy nietypowe, była wśród nich 42-letnia biała zastava 750, auto z dawnej Jugosławii, ze śladami po kulach z czasu wojny na Bałkanach. O. Ruszel otrzymał pojazd w kilku pudełkach, doszczętnie rozebrany. Sam poskładał go na nowo i pomalował. Dziś to jeden z kilku starych samochodów, należących do zbiorów Muzeum Motóra. Z powodu braku miejsca nie mogą być jednak eksponowane na stałe, bo są przechowywane w prywatnych garażach.
- Początki były dość niewinne. Właściwie miała być to taka czasowa wystawa naszych prywatnych skarbów, na którą udostępniłem salę w budynku OSP. Miała trwać tydzień, może dwa... Ale pomysł spodobał się ludziom, sprawa wypaliła, jest zainteresowanie - i wystawa stoi już pięć lat, a eksponatów wciąż przybywa. Okazuje się, że ani motorów, ani różnych sprzętów domowych młodzi już nie znają, więc chętnie popatrzą z ciekawości. Starsi znowu przychodzą z sentymentu, powspominać czasy, kiedy sami się tym posługiwali. Wehikuły cieszą się zainteresowaniem i ściągają do nas pasjonatów z całej Polski. A pasja, zwłaszcza tak wielka, jak ta prezentowana przez naszego proboszcza, mobilizuje do działania innych - mówi Zenon Lindner.
Dlatego jedni postanawiają dołożyć coś do zbiorów, inni społecznie dyżurują, by goście mogli zwiedzać. W dniu jubileuszu na zwiedzających czekał Marek Widuch, kolejny pasjonat zabytków na kołach.
- Kilka z pojazdów udało mi się odzyskać już dosłownie ze złomowiska. Dawniej nie było obowiązku złomowania starych pojazdów, więc ludzie porzucali je byle gdzie. A dla pasjonatów starych pojazdów to ogromne marnotrawstwo - podkreśla Marek Widuch, wspominając własne doświadczenia z ratowaniem i restaurowaniem starych motocykli. - Najczęściej za własne oszczędności najpierw trzeba odkupić pojazd, a potem własnym sumptem wyremontować. Ale radość z takiego uratowanego zabytku jest wielka - dodaje.
W dniu jubileuszu w Muzeum na gości czekał Marek Widuch.Nieraz kolejny odrestaurowany skarb pojawia się w garażu w tajemnicy przed rodzinami, które czasem nie mogą nadziwić się pasji męża czy syna, który lokuje wszystkie oszczędności i wolny czas w rozkręconej do ostatniej śrubki maszynie. - Ale kiedy widzą nasze uśmiechy, gdy praca dobiega końca, zwykle nam wybaczają - śmieje się Marek Widuch. - Sam od dziecka chciałem mieć motocykl i szukałem starszego, żeby go sobie wyremontować. Nikt nie chciał mi sprzedać, żebym sobie krzywdy nie zrobił, jeżdżąc po dziurawych drogach. Nie dawałem za wygraną i gdy ktoś przestawał jeździć starym motorem, obserwowałem, co z nim zrobił. Przeważnie maszyna bez kółek, przydatnych do wózka własnej roboty, lądowała gdzieś w krzakach czy w rzece. Z bratem przywoziliśmy je do domu i zaczynał się remont. W sumie było ich sporo ponad trzydzieści. Ta pasja zaprowadziła mnie do szkoły samochodowej i na szczęście moje hobby zaakceptowała żona, więc nie muszę ukrywać kolejnych nabytków...
Zabytkowe eksponaty z przeszłosci dawnej i trochę bliższej...Jak wielu jest podobnych pasjonatów najlepiej świadczy rosnąca sława korbielowskiego Muzeum Motóra, które odwiedza coraz większa liczba gości. Część z nich to przejeżdżający przez Korbielów turyści, którzy zatrzymują się, by zobaczyć po drodze niespodziewaną ciekawostkę. Ale przynajmniej połowę zwiedzających stanowią goście, którzy przyjeżdżają nieraz z drugiego krańca Polski, świadomie pragnąc zobaczyć wystawione tu skarby motoryzacji.