Reklama

    Nowy numer 12/2023 Archiwum

Szpital na Rogu

Za każdym razem, kiedy s. Anna Ewa Trzepacz przyjeżdża do Polski, podróżuje jakby w czasie. I to nie tylko dlatego, że wraca z miejsca, gdzie nie ma elektryczności, zasięgu telefonów, transportu publicznego i porządnych dróg. Tam, gdzie mieszka i pracuje na co dzień, 11 września rozpoczął się właśnie… 2013 rok.

Trzydzieści sześć lat temu maturzystka, 19-letnia Ewa – mieszkająca wtedy w parafii św. Jana Chrzciciela w bielskich Komorowicach, w części, która dziś jest parafią Matki Bożej Fatimskiej na Obszarach – już wiedziała, że chce być siostrą zakonną, pracować w służbie zdrowia i wyjechać na misje.

To nie były czasy, kiedy w internetową wyszukiwarkę można było wpisać hasła: „misje”, „zgromadzenie” – i otwierała się cała gama możliwości. Ale znalazła nazwę zgromadzenia ze słówkiem „misyjne” i wiedziała, że to jest ta droga. 8 października 1984 roku stanęła w drzwiach domu Zgromadzenia Misyjnego Służebnic Ducha Świętego w Raciborzu.

W tym roku, w 36. rocznicę wstąpienia do zgromadzenia – 8 października – bielszczanka, która obrała zakonne imię Anna, spotkała się z seniorami z Klubu Caritas „Na Obszarach” i opowiedziała o swojej pracy misyjnej. Przed 24 laty wyjechała z Polski, a dwa lata później – na misje do Etiopii. Co dwa, trzy lata przyjeżdża na urlop do Polski.

Od 17 lat przebywa w misji w Waragu, położonej w górach, na wysokości około 2 tys. metrów n.p.m. Tu wraz z s. Anną posługują jeszcze dwie siostry, jedna pochodzi z Indii, a druga z Indonezji. Prowadzą ośrodek zdrowia z małym szpitalem, pracują z kobietami i rodzinami, a do niedawna – kiedy tylko pozwalał na to czas – prowadziły szkołę podstawową dla młodszych dzieci.

„Czajna” i „korona”

– Etiopia leży w tzw. Rogu Afryki. Ma trzy razy większą powierzchnię od Polski i mieszka tam 110 mln ludzi – z blisko 200 grup etnicznych. Największe z nich są Oromo i Amhara, a ich językami, oromskim i amharskim, posługuje się większość Etiopczyków – tłumaczy s. Anna. – Kiedy przyjechałam, miałam dwa miesiące na naukę jednego języka i trzy na poznanie drugiego. Są trudne. Amharski ma swoje własne znaki, w niczym nieprzypominające alfabetu łacińskiego. Ten język znam dobrze. Oromskim posługuję się swobodnie na co dzień, w ośrodku zdrowia. Ale gdybym miała głosić w nim słowo Boże, zabrakłoby mi słów.

Etiopczycy przez lata byli bardzo przyjaźnie nastawieni do obcokrajowców, a szczególnie takich, którzy mówią ich językiem. – Nieraz zdarzało mi się, że podczas zakupów na targu dostałam coś w prezencie za to, że mówię ich językiem – uśmiecha się misjonarka. – Ostatnie miesiące nieco zmieniły podejście do obcokrajowców – szczególnie w miastach. Kiedyś każdego białego określano mianem „czajna” – bo wszyscy kojarzymy się im z Chińczykami. Dziś coraz powszechnej mówi się o nas „korona”, i nie jest to dobre skojarzenie. Z nami wiąże się przybycie koronawirusa na kontynent afrykański i obostrzenia, które także tutaj są wprowadzane. Od kilku lat coraz powszechniejsze są też niepokoje społeczne związane z konfliktami etnicznymi, jak podpalenia domów, wyrzucanie z nich ich mieszkańców, niszczenie wybudowanych przez rząd szkół czy szpitali…

« 1 2 3 4 5 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy