To już wieloletnia tradycja. Wracając z Częstochowy, uczestnicy Pieszej Pielgrzymki Żywieckiej przyjeżdżają w okolice dworca autobusowego, skąd razem - głośno śpiewając, klaszcząc, wiwatując - maszerują do centrum miasta, do konkatedry Narodzenia NMP.
Tradycji stało się zadość! Pod eskortą policji, tuż przed 20.00 uczestnicy 409. Pieszej Pielgrzymki Żywieckiej rozpoczęli swój żywiołowy przemarsz do konkatedry.
Z przewodnikiem, ks. Tomasze Walą idącym na czele i grupą muzyczną, dali znać całemu miastu, że wrócili do domów po siedmiu dniach wędrówki. Głośno śpiewali ich ulubione pieśni, piosenki i pielgrzymkowe przyśpiewki. A muzycznym gwizdaniem towarzyszyli porządkowi w kamizelkach odblaskowych.
Kiedy byli prawie u celu, rozdzwoniły się konkatedralne dzwony, a w drzwiach - z kropidłem w dłoniach - przywitał wszystkich ks proboszcz Grzegorz Gruszecki (który także pieszo pielgrzymował przez siedem dni ze wszystkimi).
Pielgrzymi żywieccy na ulicach miasta.- Pan Bóg nas przeprowadził przez różne trudności i tegoroczna pielgrzymka mogła się odbyć - mówił ks. G. Gruszecki, dziękując wszystkim pielgrzymom, a szczególnie za "ponadprzeciętne zaangażowanie" ks. Tomaszowi Wali i Marcie Wolskiej - którzy co roku biorą na siebie główny ciężar organizacji pielgrzymki - oraz księżom i klerykowi, a także wszystkim logistykom i tym, którzy podjęli służby innym: grupie medycznej, technicznej, porządkowej i muzycznej.
- Dziękuję wszystkim osobom wspierającym, łączącym się z nami duchowo, tym, które ofiarowały swoje cierpienia. Cierpienie ma ogromną wartość, mimo że wydaje się być stratą, bólem, przegraną. I myślę, że to cierpienie bezimiennych osób i tych, które się do nas odezwały, które o tym mówiły, było bardzo ważne w naszym pielgrzymowaniu - dodał proboszcz.
Pielgrzymi żywieccy w konkatedrze. Na pierwszym planie - Marta Wolska.Ks. Gruszecki podzielił się osobistym doświadczeniem. Wśród jego pielgrzymkowych intencji była modlitwa za rodzinę, która została dotknięta przez koronawirusa. Od pięciu tygodni przebywali na kwarantannie. - Modliłem się za nich i moje zmęczenie też ofiarowałem za nich. Dzisiaj dali mi znać, że ostatnia osoba z tej rodziny wreszcie ma kolejny wynik ujemny i wreszcie zostali uwolnieni. To taki mały znak, że cierpienie i ofiara ma sens, że Pan Bóg działa.
Pielgrzymkowy tydzień wędrówki zakończyło błogosławieństwo, Apel Jasnogórski i wyśpiewana modlitwa do Anioła Stróża.
- Do zobaczenia za rok i nie dajmy siebie wmówić, że pandemia paraliżuje wszystko bo jeśli się chce, to wszystko jest możliwe… - dodał ks. Gruszecki.