- Papież nas uczył: idźcie pod prąd, do Źródła, do spotkania z Osobą. Kiedy Jezus stawał przy konkretnej osobie, wybierał konkretnych apostołów, a oni szli do konkretnych ludzi i tak powstawały wspólnoty. I tego musimy się uczyć - mówił o. Bogdan Kocańda OFMConv na szczycie Baraniej Góry.
W sobotę 4 lipca na Baraniej Górze rozpoczęła się ósma już edycja Ewangelizacji w Beskidach, której koordynatorami są o. Bogdan Kocańda OFMConv z Rychwałdu oraz Bernadeta i Stefan Targoszowie z rychwałdzkiej wspólnoty Talitha Kum. Ewangelizacji towarzyszy hasło: "Z Janem Pawłem II zdobywamy szczyty", a każdemu spotkaniu - temat nawiązujący do papieskiego "Tryptyku Rzymskiego" z konkursem.
Na pierwszym szczycie - u źródeł Wisły - ewangelizatorzy otrzymali karteczki z fragmentem "Źródła". A gospodarzem była tu wspólnota modlitewna z parafii św. Marcina w Pisarzowicach, która przywędrowała szlakiem z Kamesznicy razem z ks. Adamem Wandzlem.
Wspólnota modlitewna z Pisarzowic witała na szczycie górskich pielgrzymów, wręczając im książeczki górskiego ewangelizatora i fragmenty "Tryptyku Rzymskiego". Urszula Rogólska /Foto GośćJest nieco inaczej niż przez minione siedem lat spotkań na beskidzkich szczytach w osiem sobót lipca i sierpnia. Organizatorzy wytypowali osiem gór, na które każdy dociera indywidualnie, dowolnym szlakiem. Na każdej z nich od 11.00 do 13.00 będzie czekała jedna ze wspólnot ewangelizacyjnych diecezji - każdy chętny otrzyma od jej członków tradycyjną książeczkę górskiego ewangelizatora i pieczątkę potwierdzającą zdobycie góry.
Co roku EwB przyciągała jednorazowo nawet znacznie ponad 500 uczestników. Z troski o nich, w aktualnej sytuacji, organizatorzy postanowili zrezygnować z głównego wydarzenia - sprawowania Mszy św. u celu wędrówki i możliwości spowiedzi. Nie oznacza to jednak, że tej najważniejszej chwili w czasie wędrówki brakuje! O 11.00 na szlaku lub u jego celu można uczestniczyć w transmisji Mszy św. z sanktuarium w Rychwałdzie. Większość górskich pielgrzymów jeszcze przed wędrówką uczestniczyła w Eucharystii w swoich rodzinnych parafiach lub w kościołach znajdujących się po drodze na szlak, inni zaplanowali udział we Mszy św. po powrocie do domów.
Tuż przed południem na wieżę widokową na Baraniej Górze przyszło ponad 200 osób. Zgromadziły się w grupach rodzinnych i wspólnotowych. Czy to dobry pomysł, by wychodzić dziś z domów w góry?
O. Bogdan Kocańda OFMConv - jeden z inicjatorów EwB i jej koordynatorów. Urszula Rogólska /Foto Gość- Nie bójcie się wędrować po górach, nie bójcie się wychodzić na Ewangelizację w Beskidach - mówi o. Bogdan Kocańda. - Chociaż nie możemy się spotkać w centrum na Eucharystii i wspólnie uwielbiać Boga poprzez modlitwę, to możemy za pomocą wspólnotowej modlitwy, choćby różańcowej, odmawianej przy wchodzeniu na górę, bądź schodzeniu na dół, budować wspólnotę, która tworzy się poprzez ofiarowanie swojego serca, swojej pomocy drugiemu w dźwiganiu jego krzyża. Dlaczego nie możemy powiedzieć: "Weź ze mną mój krzyż"? Możemy to zrobić.
Jak mówi o. Kocańda, razem możemy także odkrywać wartość naszych świętych. - Odkrywamy św. Jana Pawła II i jego "Tryptyk Rzymski". Pierwszy fragment to "Źródło" - tłumaczy franciszkanin. - Żeby dojść do źródła, trzeba iść pod prąd. A teraz musimy iść pod prąd. Bo ludzie się boją - o przyszłość, o życie, o siebie, o to, co będzie choćby z Kościołem. Papież nas uczył: idźcie pod prąd, do Źródła, do spotkania z Osobą. Kiedy Jezus stawał przy konkretnej osobie, wybierał konkretnych apostołów, a oni szli do konkretnych ludzi i tak powstawały wspólnoty. I tego musimy się uczyć - żeby być razem, wychodzić do ludzi, których jeszcze nie znamy. Tutaj, na szczycie, jest okazja ku temu.
Ojciec Bogdan mówi, że rano został zapytany, czy żeby spotkać Pana Boga, trzeba wejść na szczyt. - Nie, nie trzeba. Żeby spotkać Boga, trzeba wejść w głąb siebie. A na szczyt wychodzimy po to, żeby być odpowiedzialnym. Bo zawsze po Mszy św. modliliśmy się na cztery strony świata za tych, którzy są w dolinach, i uczymy się odpowiedzialności za nich. Bo wszyscy, którzy wchodzą na szczyt - dzięki łasce Pana - muszą uczyć się odpowiedzialności za tych, którzy nie potrafią tego zrobić, nie mogą, bo są chorzy, cierpiący. To może być motorem napędowym do naszego działania, naszego wędrowania po górach - uczyć się odpowiedzialności po zejściu w doliny.
Wśród uczestników pierwszego spotkania była ekipa trójwiejsko-częstochowska. Znają się bardzo dobrze z corocznego wędrowania z Bielska-Białej-Hałcnowa na Jasną Górę w dziewiątej grupie - św. Matki Teresy z Kalkuty: Agnieszka Woch z Częstochowy, Kasia Sikora, Barbara Byrtus i Jacek Świderski z Istebnej oraz Mariola Legierska, Jola Bielesz i Ania Gwardiak z Koniakowa.
Ekipę częstochowsko-istebniańską skrzyknął Jacek, koniakowską - Jola.
Ciąg dalszy na następnej stronie.