- Podziwiałem go. On się narażał, on czasem był przez ludzi wyśmiewany. Bo chodził od domu do domu i prosił: "Chodźcie, musimy iść. Bo bez tego ani rusz". Myśmy z ks. Szczyptą czasem ustawali, a on nie... - mówił dziś na Złotych Łanach ks. prałat Stanisław Maślanka o śp. Józefie Jaroszu.
- Szczególnym człowiekiem posłanym na ten moment był też pan Józef. Jemu dał Pan Bóg inne zadanie: aby mobilizował ludzi, by ci szli w delegacjach do władz i domagali się na różne sposoby pozwolenia na powstanie tutaj punktu katechetycznego, kaplicy, a potem kościoła - wspominał ks. Maślanka. - Podziwiałem go. On się narażał, on czasem był przez ludzi wyśmiewany. Bo chodził od domu do domu i prosił: "Chodźcie, musimy iść. Bo bez tego ani rusz". Myśmy z ks. Szczyptą czasem ustawali, a on nie...
Jak wspominał ks. Stanisław, jeden raz pan Józef załamał ręce. Kiedy następcą Karola Wojtyły w Krakowie został kardynał Franciszek Macharski, władze obiecały mu, że jeśli delegacje ze Złotych Łanów przestaną ich nękać, wydadzą zgodę na budowę. - I pan Jarosz powiedział wtedy tak: "Nie wierzę, żeby bez nacisków z naszej strony ten kościół powstał. Ja nie wierzę. Ale jak kardynał zakazał, to żadnej delegacji nie będzie". Tak było kilka miesięcy. I nic. I nie ma zgody. Władze śmiały się ze Złotych Łanów. Wtedy się kardynał Macharski połapał w sytuacji, wezwał mnie do kurii i mówi tak: "Niech ludzie chodzą. To co wywalczycie, to będzie. Trzeba ich nękać, prosić - z kulturą. Ale prosić stale" - wspomniał ks. Maślanka. Po 124 delegacjach, w 1981 r. zgodę wydano.
Ks. Maślanka do grona opatrznościowych osób zesłanych Złotym Łanom, wymienił także św. Jana Pawła II (władze wiedziały, że sprawą bielskiego kościoła interesuje się sam Watykan) jak i związkowców Solidarności. To po wielkim strajku na Podbeskidziu wydano zezwolenie na budowę.
- Pan Bóg posyłał w odpowiednim momencie odpowiednich ludzi i tak kieruje losami świata, że dobro - z trudem - ale zwycięża. Bo nikt z nas nie żyje dla siebie - każdy ma swoją misję do wykonania - dodał ks. Maślanka, dziękując Panu Bogu za życie Józefa Jarosza i wszystkich, którzy "włożyli swoją cegiełkę w powstanie tej wspólnoty i tej wspaniałej świątyni".
Msza św. pogrzebowa za śp. Józefa Jarosza w kościele św. Józefa na Złotych Łanach.Na zakończenie Mszy św. przed odprowadzeniem na cmentarz trumny z ciałem śp. Józefa Jarosza, ks. Stanisław Wójcik przywołał cytat z Pisma Świętego, którym był ulubionym zmarłego: "W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem", a także wspomniał liczne grono parafian, którzy wraz z panem Józefem z wielkim oddaniem angażowali się w budowę wspólnoty i kościoła na Złotych Łanach. Podkreślał znaczenie zaufania i współpracy, jakimi darzyli się pan Józef i duszpasterze parafii, z jej pierwszym proboszczem śp. ks. prałatem Józefem Szczyptą na czele.
Odwołując się do kinematografii i literatury przybliżających czas, w którym walczono o złotołański kościół, ks. Wójcik, zaznaczył, że śp. Józef łączył wytrwałość, odwagę, siły człowieka z marmuru i człowieka z żelaza, ale i: "subtelność i piękno nadziei złotych łanów zbóż", porastającymi wtedy kościelne wzgórze, które stały się "złotymi łanami ludzkich serc, uszlachetnionych, odnowionych i odrodzonych dzięki Bogu, któremu śp. Józef Jarosz tak bardzo pomógł zbudować ten Boży dom".
Najbliższym ks. Wójcik obiecał modlitwę, wierząc, że śp. Józef będąc w wieczności, będzie się wciąż nimi opiekował z oddaniem, jak w czasie swojego ziemskiego życia.