„Elvis jak żywy!” – pomyślała 30 lat temu Grażyna, kiedy zobaczyła Zbyszka. Już wiedziała, że to mężczyzna jej życia. Dziś ma nieco inne zdanie. Owszem – jest w nim coś z Elvisa. Ale jeszcze więcej ze św. Józefa.
Bez „wow”
– Pan Bóg daje się nam cieszyć tymi owocami. W czasie naszej posługi w rejonie odwiedziliśmy wszystkie kręgi, niektóre kilkakrotnie. Widzimy, jak wielkim dobrem stała się ta wspólnota dla naszego małżeństwa, i chcemy, żeby doświadczyły tego też inne pary – zaznaczają. – Podczas spotkania w ramach kręgu rejonowego inspirowaliśmy się wzajemnie, dzieliliśmy się tym, jak odnajdywaliśmy kolejne pary, które do nas dołączają.
Grażyna i Zbyszek zwracają uwagę, że Domowy Kościół jest dla małżonków sakramentalnych, gotowych do konkretnej pracy nad sobą i swoim małżeństwem. – Tu nie ma emocjonalnego „wow” – mówią. – Naszym celem jest codzienne budowanie jedności w małżeństwie i rodzinie. Sami doświadczamy, że najowocniej służą temu: codzienna modlitwa osobista – małżeńska i rodzinna, regularne spotkania ze słowem Bożym, comiesięczny dialog małżeński, systematyczna praca nad sobą i uczestnictwo, przynajmniej raz w roku, w rekolekcjach formacyjnych. Dopełnienie stanowi Krucjata Wyzwolenia Człowieka, która jest nie tylko zobowiązaniem do abstynencji od alkoholu, ale przede wszystkim darem miłości dla tych, którzy z tym problemem sami sobie nie radzą.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się