„Elvis jak żywy!” – pomyślała 30 lat temu Grażyna, kiedy zobaczyła Zbyszka. Już wiedziała, że to mężczyzna jej życia. Dziś ma nieco inne zdanie. Owszem – jest w nim coś z Elvisa. Ale jeszcze więcej ze św. Józefa.
Od 1 września Grażyna i Zbigniew Niziowie z Inwałdu pełnią funkcję pary diecezjalnej Domowego Kościoła. Razem z diecezjalnym moderatorem wspólnoty ks. Jackiem Moskalem są odpowiedzialnymi za wszystkie pary małżeńskie oazy rodzin na Podbeskidziu. Do wspólnoty dołączyli 12 lat temu, po 16 latach małżeństwa.
Elvis i schabowy
Początek 1990 r. Zbyszek Nizio jest w drodze do domu, do Choczni, po pracy w Kętach, wpada z kumplami na piwo do knajpki w Wadowicach. Tam kelnerką jest Grażynka Stuglik. – Przyszedł tylko na piwo, ale okazało się, że zgłodniał, bo zaraz zamówił schabowego – śmieje się Grażyna. Zbyszek kuł żelazo póki gorące. Od razu zaprosił śliczną dziewczynę do kina. Zaczęli się spotykać. Niespełna dwa lata później, 17 sierpnia 1991 roku, w rodzinnym Inwałdzie Grażyny, przed obrazem czczonej w tutejszym kościele Zbójeckiej Pani, przyrzekli sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że się nie opuszczą aż do śmierci. – Z Inwałdem związaliśmy nasze życie. Tu wybudowaliśmy dom, tu witaliśmy na świecie nasze dzieci – opowiadają. – Pierwsze zmarło… Potem urodziły się nam dwie córki: 26 lat temu Justyna i 17 lat temu Basia. Po 16 latach wspólnego życia zauważyli, że coraz trudniej im się dogadywać. Godziny milczenia, pomijanie ważnych tematów. – To było 12 lat temu. Byliśmy wśród 20 par, które Teresa i Marek Boguccy z Domowego Kościoła w naszej parafii zaprosili na spotkanie przy kawie. Przyszło 10. My zostaliśmy – zaczynają swoją historię w DK. – Jako dorastająca dziewczyna należałam do oazy młodzieżowej. Podobało mi się. Wiedziałam, że to dobra droga – dodaje Grażyna. – A widzieliśmy, co się dzieje w naszym małżeństwie i szukaliśmy czegoś więcej.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się