Modlitwa, skupienie, ale i mnóstwo dobrego humoru i radości towarzyszyło uczestnikom przedostatniego spotkania 7. Ewangelizacji w Beskidach na Hali Boraczej. Za tydzień ostatnie - na Wielkiej Raczy.
Trzecia sprawa to rozumienie i wyrozumiałość, o które prosił wobec księży. - Sługa Boży Jerzy Ciesielski mówi, że nie ma człowieka, od którego nie można się czegoś nauczyć. Od każdego można - zauważył ks. Adrian. - Ten czy inny ksiądz ma jedną, drugą czy trzecią rzecz, z której mogę się ucieszyć, którą mogę naśladować. Należy koncentrować się na tym, co dobre, bardziej przenieść swoje działanie z narzekania na dostrzegania tego, co pozytywne - dodał, mówiąc, że w sytuacji, kiedy w swojej parafii spotkam księdza, z którym naprawdę nie potrafię wytrzymać, szukać innej wspólnoty, w której będę wzrastać: - Bo tu chodzi o moje zbawienie, moją wiarę.
Podsumowując, zaprosił do większej wzajemnej wyrozumiałości, ale też otwarcia na propozycje wspólnej modlitwy, wspólnego działania.
Pod koniec Mszy św. nie zabrakło drobnych upominków dla obecnych księży i życzeń, które w imieniu wszystkich złożyli im członkowie "Damaszku".
Spotkanie tradycyjnie zakończyła modlitwa o błogosławieństwo dla mieszkańców czterech stron świata i namaszczenie rychwałdzkim olejkiem radości, o którym opowiedział o. Aleksander Paprzycki (przeczytacie o nim także w naszych poprzednich relacjach - linki pod tekstem).
Każdy mógł także zabrać ze sobą płytę "Twarz Boga", nagraną przez "Damaszek". Część przedstawionych w niej tekstów napisał Marcin Hubczak, jeden z członków wspólnoty, zmarły w czerwcu tego roku. Jeszcze przed rokiem, będąc ciężko chorym, posługiwał na Ewangelizacji w Beskidach na szczycie Wielkiej Raczy…
Na koniec radosnego pełnego humoru spotkania posypały się jeszcze dowcipy i anegdoty z kapłańskiego świata i bardzo chciał zabrać głos jeden z ministrantów, Kamil: - Chcę być księdzem, dlatego, że chcę brać przykład z księdza Adriana i wszystkich tutaj zgromadzonych księży, służąc Panu Bogu po prostu - zadeklarował nastolatek, a o. Aleksander Paprzycki zażartował: - Kamilku pielęgnuj powołanie, ale zmień wzorce.
- To było autentyczne, radosne spotkanie bliżej Boga, w zjednoczeniu z Nim, z kazaniem, które dało nam wiele wskazówek do naszych relacji z księżmi - podsumowuje jedna z uczestniczek spotkana na Hali Boraczej, Krystyna Kościelniak ze Sporysza.
Prezent - pamiątka, jaką dostalii księża na Hali Boraczej.- Dzisiejsze spotkanie było wyjątkowe, bardzo namaszczone radością - mówi ks. Adam Wandzel. - To ważne, byśmy my, księża, w tych czasach trudnych, kiedy się dość mocno kopie kapłaństwo, pokazywali taką autentyczność, szczerość, a przede wszystkim radość, że cieszymy się tym, kim jesteśmy, dla Kogo jesteśmy i że w tym wszystkim możemy czynić wielkie dzieła przez nasze słabe ręce kapłańskie.
Ks. Adam uśmiecha się, że wcale nie miał zamiaru wybrać się na Boraczą. - Przyjaciele przyjechali rano po mnie pod plebanię i stwierdzili, że jadę z nimi - śmieje się wikary z Pisarzowic. - Już w drodze wiedziałem, że Pan Bóg ma dla mnie jakąś łaskę, że coś na mnie tu czeka. I faktycznie. Kiedy przybyłem, dzięki jednej osobie wróciło do mnie echo z pielgrzymki na Jasną Górę - byłem przewodnikiem pierwszej grupy z Hałcnowa. Nie wiedziałem, jaki był odbiór tego, co tam mówiłem. Dziś usłyszałem i to było bardzo budujące. Druga łaska - rozmawiałam tutaj z rodziną, którą spotkałem jeszcze w czasach kleryckich. Omdlałem wtedy kobietę w ciąży, która była zagrożona. Dziś ich znowu spotkałem, zobaczyłem zdrowe dziecko, usłyszałem o ich wdzięczności. To takie łaski, które są utajone, których się nie spodziewamy, a kiedy przychodzimy w pewne miejsce, to one się ukazują…
- Cieszę się bardzo z dzisiejszej tematycznej katechezy. To, że było podkreślone kapłaństwo służebne, które my mamy, ale też to kapłaństwo powszechne, które mają wszyscy ludzie. To jest związane z dzisiejszą Ewangelią o błogosławieństwie - mówi o. Aleksander Paprzycki OFMConv. - Możemy sobie nawzajem błogosławić, głosić słowo Boże - jak to czynią kapłani. To też ma moc. Pan Bóg też się nami posługuje. Bardzo się cieszę, że było tyle uśmiechu, radości, bo Zły nie lubi radości. A człowiek radosny i uśmiechnięty niesie zawsze Chrystusa i nadzieję…
- To wielka łaska spotkać się z tymi wszystkim ludźmi, tutaj na Eucharystii - dodaje o. Piotr Aniewski OFMConv. - To piękne, że tak wielu ludzki potrafi przyjść, żeby spotkać się z Chrystusem. My jako kapłani, jako ci, którzy zastępujemy Chrystusa, też jesteśmy Jego sługami i staramy się służyć ludziom. Taka jest nasza posługa. Dzisiaj może często niezrozumiała. Wielu ludzi egzystuje z dala od Pana Boga, a tu doświadczamy, że Msza św., modlitwa są człowiekowi potrzebne, bo Bóg jest człowiekowi najbardziej potrzebny. Człowiek pragnie miłości, a to Bóg jest prawdziwą miłością. To piękne, radosne spotkanie.
Najprawdopodobniej najstarsza uczestniczka 7. EwB - 92-letnia pani Sabina Martynowicz z córką Anną.Na spotkaniach ewangelizacyjnych razem z sobą są wszystkie pokolenia. Wyśmienicie czuje się na nich także najstarsza ich uczestniczka, 92-letnia pani Sabina Martynowicz, która od Klimczoka na każdą górę przybywa z córką Anną Martynowicz-Woźniak. - To mama mnie tu ciągnie - śmieje się córka, a pani Sabina dodaje: - Jestem turystką i pątniczką. Dwanaście razy szłam do Częstochowy, także na swoje osiemdziesiąte urodziny, raz poszłam do Łagiewnik, ale wysiadły mi nogi... - mówi.
- Na tę osiemdziesiątkę poszłam razem z mamą. Doszłam tylko do Oświęcimia i musiałam wracać do Bielska, bo wysiadło mi kolano, a mama doszła na samą Jasną Górę! - mówi Anna.
- Bardzo lubię te spotkania ewangelizacyjne na górach - podkreśla pani Sabina. - Jest wspaniała atmosfera radości, modlitwy, trafione homilie, które zawsze zostają w pamięci. Cieszymy się też z tych karteczek ze słowem Bożym, które dostajemy na niektórych szczytach. Kiedy opowiadamy o spotkaniach innym, zawsze ofiarowujemy im też te prezenty.
Co daje pani Sabinie siłę do wędrowania? Nie ma wątpliwości: - Trzeba codziennie chodzić na Mszę św. - uśmiecha się seniorka, która do 81. roku życia pracowała w bibliotece Instytutu Teologicznego w Bielsku-Białej. - Ja chodzę na siódmą rano, do księży pallotynów w Bielsku, do katedry albo do parafii wojskowej, bo w takim trójkącie mieszkamy.