Wydawało się, że postawione w listopadową noc 1972 r. surowe mury, związane jedynie więźbą, nie przetrwają. A jednak. Przetrwały tamten czas walki.
Właściwa rozbudowa cisieckiego „kościoła jednej doby” trwała jeszcze przez lata, a główna część, mimo obaw, ocalała. Bo fundament, na jakim parafianie brawurowo stawiali go z młodym ks. Władysławem Nowobilskim, był najmocniejszym z możliwych. Na swojego patrona wybrali św. Maksymiliana.
Ksiądz Marek Nieciąg został tu proboszczem dwa lata temu, kiedy po 46 latach pracy ks. prałat Nowobilski przeszedł na emeryturę. – Pani Genowefa Śleziak, prezes parafialnego oddziału Rycerstwa Niepokalanej, opowiadała mi wówczas, jak to jeszcze przez lata kościół był pilnowany przez parafian, żeby władze go nie zburzyły – mówi ks. Nieciąg. – Ludzie codziennie mieli wyznaczone dyżury. Pani Gienia miała wtedy kilka lat. Te dyżury zastąpiły jej chodzenie do przedszkola. Tam ludzie się spotykali, modlili, śpiewali, opowiadali. Do dziś troszczą się o kościół jak o swój dom. Uśmiecham się, gdy widzę, że panie podchodzą do kwiatów i szukają tych mniej świeżych, żeby je wymienić. Nazywam je „apostolstwem od kwiatów”.
Nieco ponad kilometr dalej powstała kaplica w Małym Ciścu, gdzie na emeryturze zamieszkał ks. Nowobilski. – Ksiądz prałat wciąż jest aktywny: spowiada, jest proszony o Msze św. chrzcielne, ślubne, pogrzebowe. Darzymy go ogromnym szacunkiem. – dodaje ks. Nieciąg.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się