- W dzisiejszym świecie, świecie obrazu, Pan Bóg szuka sobie ikonografów. I On w ten świat przychodzi z uspokojeniem, wyciszeniem, radością… - mówi Anna Crisanti, która prowadziła kurs pisania ikon w parafii Miłosierdzia Bożego w Żywcu-Moszczanicy.
To już kolejny kurs malowania ikon, którego pomysł zrodził się w diecezji bielsko-żywieckiej w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Pisaliśmy już o kursach w parafii św. Marcina w Jawiszowicach - pierwszej i drugiej edycji, a także w Bielsku-Białej, na który zaprosiła fundacja "Drachma". Tym razem do miejsc, w których powstały pierwsze ikony dołączył Żywiec-Moszczanica.
- To chodziło za mną już od bardzo dawna. Zawsze z zachwytem i taką pozytywną zazdrością patrzyłem na tych, którzy kończyli kursy pisania ikon i mieli własnoręcznie wykonaną ikonę - uśmiecha się ks. Stanisław Cader, inicjator, organizator i uczestnik kursu w parafii Miłosierdzia Bożego w Żywcu-Moszczancy. - Mój kolega, ks. Piotr Konieczny, dziś kustosz sanktuarium w Hałcnowie, zorganizował parę lat temu taki kurs w parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Kętach-Osiedlu, więc skorzystałem z jego doświadczenia.
Ks. Cader, kierujący Beskidzkim Instytutem Nauk o Człowieku, poprzez Lokalną Grupę Działania "Żywiecki Raj", pozyskał unijny grant na projekt: "Warsztaty ikonografii formą aktywizacji i integracji międzypokoleniowej". Tym samym na kurs zostały zaproszone przede wszystkim dzieci i osoby w wieku 50+ - z terenu powiatu żywieckiego: głownie z Łodygowic, Lipowej, Pewli i Gilowic.
Zajęcia prowadziła Anna Crisanti z mężem Piotrem Bajorskim. Ikonopisarka z Krakowa, od ponad 10 lat pomaga amatorom odkrywać tajniki ikonografii na kursach organizowanych przy parafii redemptorystów.
Ikonopisarze w moszczanickim kościele po uroczystości pobłogosławienia ikon.- W ramach programu grupa czternastu osób, przez sześć dni lipca spotykała się dziennie, po południu, na sześciogodzinnych zajęciach - kontynuuje ks. Cader. - Poznawaliśmy tajniki tworzenia ikon, symbolikę kolorów, zagadnienia dotyczące używanych materiałów i tworzyliśmy własne ikony Jezusa Pantokratora. A przy tym zauważyłem jak świetną więź nawiązywały ze sobą wszystkie pokolenia.
Każde zajęcia rozpoczynała modlitwa ikonografów. - To nie tylko zwyczajowa formuła. Sam tego doświadczyłem, kiedy pojawiały się różne problemy z malowaniem na przykład twarzy Jezusa. Chyba z dziesięć razy odmówiłem tę modlitwę, zanim pojawiły się pozytywne efekty - mówi duszpasterz. - Uczymy się tworzenia ikon ciekawą techniką. Podkład rozcieńcza się wodą, nakłada kolor, stopniowo rozjaśnia, a efekt widać dopiero kiedy to wszystko wyschnie. Ikona bardzo wciąga i już żałuję, że nie mam tyle czasu, żeby móc tę naukę rozwijać - choć przyznam, już dziś myślę o kolejnym kursie, którego tematem byłaby ikona Matki Bożej Rychwałdzkiej.
Wszystkie pokolenia przy pracy w Żywcu-Moszczanicy.Wśród uczestników kursu byli mama i syn z Pewli Ślemieńskiej: Beata Cebrat z 11-letnim Filipem. – Ja już się przekonałam jak piękne jest życie z ikoną. 1,5 roku temu pojechałam na mój pierwszy kurs do Wadowic, do szkoły Basi i Krzysztofa Cudo. Teraz chciałam poznać inna szkołę malowania - mówi Beata, która namalowała już ikony Pantokratora i św. Charbela. - Ikona to dla mnie takie dwie sfery - jedna to obraz jako dzieło sztuki, druga - świat duchowy, do którego zaprasza. Ja nie maluję obrazka, ale maluję obraz Boga czy świętego, który mam w sercu. To nie jest łatwe - nawet od strony technicznej - kiedy ostatni raz malowało się w szkole podstawowej. Trzeba ćwiczyć, próbować. I przede wszystkim - dużo się modlić. Ikona nie wyjdzie bez modlitwy. W czasie malowania mój syn miał taki moment, że nie umiał sobie z czymś poradzić. Na tablicy mieliśmy wypisany tekst modlitwy ikonografa. Widziałam jak złożył ręce, modlił się, a potem mi powiedział: "Mamo, już się nie boję, że coś zepsuję. Maluję!". Cieszę się, że tak go ta ikona wciągnęła. Już ze mną malował, próbował stworzyć ikonę swojego patrona. Podziwiam jego cierpliwość - na kursie trzeba wysiedzieć od 14.00 do 19.00! Marzy mi się, żebyśmy razem malowali.
- Też bym chciał - uśmiecha się Filip. - I już wiem jaką następną ikonę chciałbym stworzyć. To będzie św. Maksymilian.