Jeśli Bożej sprawiedliwości nie ma, to…
Zapytano mnie, dlaczego nie piszę o tym, o czym ostatnio mówią i piszą wszyscy: o pedofilii w Kościele?
W małym, galicyjskim miasteczku, płonie synagoga. Cała społeczność żydowska biegnie na ratunek. Bezskutecznie. Nad pogorzeliskiem wciąż jeszcze snuje się dym, kiedy ruszają gorączkowe poszukiwania winnych. Wszystko wskazuje bowiem na umyślne podpalenie. Tylko rabin cały czas siedzi w swoim domu przy stole, zatopiony w lekturze jakiejś zacnej księgi.
- Rabbi, rabbi, dlaczego ty nic nie mówisz? Dlaczego nic nie robisz? Dlaczego nie szukasz razem z nami podpalacza?
- Ze względu na Bożą sprawiedliwość - odpowiada rabin. - Jeżeli jest Boża sprawiedliwość, to sprawca się znajdzie. A jeżeli nie ma Bożej sprawiedliwości, to po co nam synagoga?
I nikt nie widzi kryształka łzy, która cichutko toczy się po policzku rabina.
Nie mam odwagi ani siły, żeby schylić się po kamień, żeby się zamachnąć, żeby rzucić. Nie wiem nawet, jak to zrobić. Jedyne, co przychodzi mi do głowy, to usiąść i płakać razem z tymi, którzy płaczą.
W żadnym wypadku nie twierdzę, że wszyscy powinni tak reagować. Ale ktoś - na pewno.