Najlepsze kazania mówią się same.
Byłem na pogrzebie. Wyjątkowym. Bo aż z dwoma kazaniami. Jedno powiedział proboszcz - o chorobie i śmierci. A drugie powiedziało się samo - o życiu i wytrwałości.
Pani Helenka straciła zdrowie dziesięć lat temu. Nieszczęśliwie przeprowadzony zabieg spowodował całkowity paraliż. Totalnie unieruchomioną, niemówiącą, niesamodzielną nawet w jedzeniu i oddychaniu, utrzymać przy życiu mogła jedynie specjalistyczna placówka opiekuńcza. Więc mąż pani Helenki, Janek, urządził taką... we własnym domu: specjalne łóżko, wózek, respirator z zadanym tuzinem oddechów na minutę, winda, nawet dostosowany samochód i koncentrator tlenu z baterią, żeby - mimo wszystko - wyjść choć na chwilę poza mury .
Bo tak się obiecało:
- Czy chcecie wytrwać w tym związku w zdrowiu i w chorobie, w dobrej i złej doli, aż do końca życia?
- Chcemy!
Wytrwali czterdzieści sześć lat: trzydzieści sześć w zdrowiu i dziesięć w chorobie. Aż do końca życia.
Na Światowy Dzień Chorego papież pisze, że „dać” i „darować”, to nie to samo. Dać można cokolwiek, nawet wszystko. Ale darem staje się dopiero to, w co dający włoży cząstkę siebie. Kiedy pierwszy raz przeczytałem o tym dawaniu i darowaniu w orędziu Franciszka, pomyślałem znużony:
- Człowiekowi z wiekiem włosów ubywa, a - co za tym idzie - rośnie skłonność, by każdy włos dzielić na czworo.
Dopiero, kiedy wróciłem z tego wyjątkowego pogrzebu, zrozumiałem.
Papież pisze dobre orędzia. Proboszcz mówi "wporzo" homilie. Najlepsze kazania mówią się same: o życiu i wytrwałości, o dawaniu i darowaniu.