Czy wilkom należy się litość?
Pamiętam 11 listopada sprzed 30 lat. Jako seminarzyści idziemy na Mszę św. do katedry na Wawelu. Mgłę kroi w plastry dostojny bas dzwonu Zygmunta. Na Plantach czają się milicyjne suki. W bocznych uliczkach szukają schronienia stary, które w okratowanych budach przywiozły zomowców. Przy kościele św. Idziego stoi cysterna z armatką wodną. W kościele pełno ludzi. Napięcie. "Boże, coś Polskę" z uniesionymi palcami, które składają się w literę "V", jak zwycięstwo.
Wychodzimy boczną, prawie tajemną furtką. Na brukowanym placyku przed katedrą już słychać nawoływania: "Chodźcie z nami, Solidarność!". Prawie zbiegamy do budynku seminarium. Minąwszy furtę, przywieramy do okien ciekawi nadchodzącej zadymy.
Pochód z biało-czerwonymi flagami sunie powoli. W pierwszych szeregach wyraźnie widać młodych ludzi, którzy nadają ton demonstracji. Zagrzewają do marszu, kiedy tylko pochód przystaje, proponują okrzyki, które potem skandują pozostali: "Precz z komuną, Solidarność!".
Na ulicy poniżej ustawia się tyraliera milicjantów: w kaskach, z przezroczystymi tarczami, każdy trzyma w ręku pałkę, która z daleka wygląda groteskowo, jak selerowy badyl. Za nimi czai się bezmundurowy koleś z kamerą wideo, filmuje, żeby uchwycić twarze demonstrantów.
Pochód jest już blisko, coraz bliżej. Rozruszany prze naprzód, śpiewając "Rotę". Przy drugiej zwrotce z czołowych szeregów wyrywa się nagle ośmiu, może dziesięciu młodych. Tych, co to wszczynali te okrzyki i skandowania. Biegną w stronę zasłaniających się tarczami milicjantów. Rzucą się na nich? Zrobią przejście? Karatecy? Solidarnościowi komandosi? Wtem tyraliera mundurowych rozsuwa się. Biegnący przystają tuż za funkcjonariuszami. Jeden z oficerów - na głowie hełm, ale nie ma tarczy ani pałki - wyciąga papierosy i częstuje ich, choć ledwo łapią oddech. Prowokatorzy.
To była 70. rocznica odzyskania niepodległości. Minęło 30 lat. Czy ktoś rozliczył wilki udające owce? Nie szukam rewanżu, nie oczekuję zemsty. Niepokoi mnie jedynie fakt, że litość okazana wilkom oznacza brak szacunku dla owiec.